niedziela, 24 września 2023

Przerwa, ponieważ muszę coś skończyć...

Kochani!

Kilka dni przerwy w działalności R2S, ponieważ muszę coś ważnego dla mnie skończyć. Nie wiem, czy jak mnie najdzie jakaś nazbyt silna wena to nie skuszę się na wrzucenie jakiegoś wiersza ;), ale z recenzjami muszę odrobinę się wstrzymać. Zwłaszcza, że i tak mam kłopot, co wybrać. Nic nowego od dość dawna mnie nie porywa i musiałoby to być coś zaległego... Tymczasem cieszę się początkiem długich wieczorów i robię krok ku marzeniom. Do zobaczenia wkrótce...


Ściskam i pozdrawiam

Sil


P.S.

Poniższe zdjęcie to randomowa fotka z wczorajszego spacerku ;)


fot. Sil


sobota, 23 września 2023

Jesienią

jesienią są trawy niezwykłej urody
w nich zaplątały się kwiaty



jak człowiek, który jeszcze młody
lecz już czuje nad sobą powiewy chłodu życia
jesienią jest piękno ciągle do odkrycia





i tylko, gdy czas gęstych wspomnień zatrzyma się w lesie
nagle pamiętamy, że to jednak jesień





Sil



fot. Sil




czwartek, 21 września 2023

"Nic dwa razy" Wisławy Szymborskiej, czyli czy interpretacja wiersza ma jakieś granice...

     Pewnie nie trudno się zorientować, że poezja to mój konik. I, uwaga! Nie tylko moja własna ;) :P Okay, przyznaję, wolę pisać wiersze niż je czytać. Może dlatego, że zaczęłam je układać jeszcze zanim nauczyłam się czytać i pisać... Ale pomijając fakt, że piszę niemal całe życie, odkąd nauczyłam się czytać i odkryłam, że istnieje coś takiego jak poezja, również z przyjemnością podglądam twórczość innych poetów i to nie tylko tych przez wielkie P. W szkole, głównie średniej, zawsze irytowała mnie interpretacja wierszy, ponieważ poezję wg mnie bardziej się powinno czuć niż rozumieć. Każdy może znaleźć w niej coś dla siebie, każdy może inaczej odczytać intencje autora i to jest w wierszach piękne. Dlatego dla mnie "Co miał poeta na myśli?" było pytaniem idiotycznym i dlatego budziło ono we mnie bunt. Na pytanie "Co poeta miał na myśli?" tak na dobrą sprawę, udzielić odpowiedzi może tylko jedna osoba... sam poeta:) Nikt inny nigdy nie będzie miał pewności, czy dobrze odczytał intencje autora i o to chodzi w poezji. Oczywiście są elementy wierszy, które można analizować, ale nie jest to ich treść, zaś ich skład, gramatyka lub jej totalny brak itp. Reszta to rzecz indywidualnych odczuć i mówię to z pełną świadomością również jako poetka. A czemu ma służyć ten przydługi wstęp? Dwóm sprawom. Po pierwsze chciałam krótko przypomnieć (nie zrecenzować!!!) jeden z ciekawszych i przy okazji jeden z moich ulubionych wierszy Wisławy Szymborskiej, jakim jest "Nic dwa raz" a po drugie chciałabym się odnieść do dyskusji internetowej nad twórczością popularnej obecnie młodej, polskiej piosenkarki  - Sanah, która postanowiła "zaśpiewać poezję" znanych, polskich poetów. Sanah znalazła się w ogniu krytyki za swoje wykonania muzycznej wersji wierszy, między innymi wiersza "Nic dwa razy" a ja zastanawiam się, czy słusznie.

    Jak pisałam wcześniej, jedyna słuszna interpretacja wiersza w moim odczuciu nie istnieje, a analizować można tylko jego skład, czyli wiecie, policzyć rymy, frazy, sprawdzić jaki to jest rodzaj wiersza, ile ma sylab. Takie tam. Ale gdybym miała pokusić się o napisanie, jak ja odczytuję wiersz "Nic dwa razy" Wisławy Szymborskiej, to w dużym uproszczeniu mogłabym napisać, że to wiersz o przeciwieństwach, które się przyciągają, o normalnej miłości, czyli miłości skomplikowanej oraz o tym, że co byśmy nie powiedzieli, tak naprawdę wszyscy jesteśmy po prostu ludźmi. Reszta różnic w tym kontekście bez znaczenia ;) (fragment wiersza "Nic dwa razy" W. Szymborskiej na zdjęciu poniżej). I w ten sposób przechodzimy do drugiej sprawy, czyli krytyki już nie wiersza, lecz piosenki "Nic dwa razy" z twórczości Sanah.

    Zaznaczę na początku, że nie znam dobrze dorobku artystycznego piosenkarki. Sanah istnieje - tyle o niej wiem. Słyszałam kilka piosenek w radiu, ale nie na tyle dużo, by wyrobić sobie opinię o całokształcie pracy piosenkarki. To, co usłyszałam mnie nie porwało i z całym szacunkiem dla młodej artystki, po prostu dlatego nie sięgnęłam po więcej. Nie mniej jednak, gdy usłyszałam w radiu piosenkę "Nic dwa razy", byłam zniesmaczona. Nie dlatego, że uważam, że Sanah źle śpiewa ogólnie, nie dlatego, iż jej interpretacja mi się podoba lub nie, tak naprawdę chodziło o to, że piosenka "Nic dwa razy" nie niosła za sobą żadnych emocji, a jeśli ja cokolwiek łączę z poezją to właśnie emocje. Sanah sobie po prostu śpiewa, jakby tańczyła walczyka na potańcówce a treść nie miała dla niej żadnego znaczenia. I jeszcze jedno, ktoś kto pisał melodię i dopasowywał do niej słowa, nie wiem, czy jest to właśnie Sanah, czy ktoś inny,  absolutnie nie uszanował frazy, czyli mamy tu poszatkowany wiersz zaśpiewany tak, jakbyśmy się kołysali za stołem na imieninach do randomowej muzyki. To nie jest poezja śpiewana. To jest piosenka pop, w której wykorzystano w sposób mało przemyślany słowa słynnego wiersza słynnej autorki. Jeśli komuś się to podoba? Super, ja po prostu nie należę do tych osób. :)

    Ale jest pewien plus tego, że Sanah wzięła na tapet piękne, popularne polskie wiersze. Prawdopodobnie przerażająca większość młodego pokolenia w Polsce, nigdy nie poznałaby "Nic dwa razy" Szymborskiej czy innych wierszy, których użyła piosenkarka, gdyby Sanah nie wydała swojej płyty z tekstami znanych polskich poetów. A jeśli już znamy tekst z radia, to niech każdy sobie teraz interpretuje go tak, jak czuje :)


Ściskam i pozdrawiam

Sil

fot. Sil


środa, 20 września 2023

Za oknem

wieczorami za oknem
świat wydaje się inny
przyciemnione istoty
zawieszone istnienie
mrok powoli nachodzi
czy ktoś czuje się winny
że kolejne lato
to już tylko wspomnienie?
ja sama czekałam
na późniejsze zachody
z nadzieją witałam
pełne blasku świtanie
lecz za oknem już ciemność
niebo zimnej urody
zimne serca i lęki
że już tak tu zostanie


Sil

fot. Sil


wtorek, 19 września 2023

Ideał bohaterów w powieści romantycznej wg Sil

     Zastanawialiście się kiedyś, Drodzy Czytelnicy, jaki jest Wasz ideał bohaterki (MC) czy bohatera (Li) w powieści romantycznej? Szczerze mówiąc, ja do tej pory nie, ale ostatnio, po przeczytaniu w minionym roku prawie dwóch setek powieści tego typu, zaczęłam się zastanawiać, nad powodami tego, że niektóre książki przemawiają do mnie nawet pomimo prostej fabuły, a inne nie, nawet jeśli mają ciekawą treść. Otóż po zastanowieniu, muszę przyznać, że jednym z głównych powodów, dla którego podobała mi się lub nie dana powieść, jest po prostu główna bohaterka i/lub główny bohater. Jeżeli autor nie trafi w mój gust w tym względzie, powieść może mieć nawet najbardziej interesującą fabułę a i tak będę ją czytała z trudem.


A teraz po kolei…


Jaka wg mnie powinna być główna bohaterka powieści romantycznej? Przede wszystkim nie musi być idealnie piękna. Pomijając fakt, że oczywiście każda kobieta chce być piękna, ja wolę, gdy zamiast tego ma w sobie „to coś”. Czasami mam już dość faktu, że wszystkie bohaterki romansów są tak piękne, że aż nierzeczywiste i dlatego, gdy postać MC odbiega od normy, uważam taki stan rzeczy za plus. Oczywiście ma być piękna w oczach tego jedynego, ale niekoniecznie wg obowiązujących kanonów. ;) Po drugie lubię, gdy bohaterki są interesujące. Np. gdy mają jakieś ciekawe hobby lub interesujący zawód. Zdecydowanie nie przepadam, gdy czytam o celebrytach, ale nie mam nic przeciwko damom z wyższych sfer, o ile reprezentują sobą coś więcej niż pieniądze. Po trzecie zdecydowanie wolę marzycielki niż bohaterki twardo stąpające po ziemi. Lubię, gdy główna bohaterka ma mocny charakter, ale gdybym miała wybrać, to zamiast „twardzielki” wybrałabym kobietę o pięknej duszy. Po czwarte, pomimo że pochodzę z rodziny o bardzo tradycyjnym modelu, w którym uczono mnie, że mężczyzna nosi spodnie a kobieta sukienki (alegoria ról społecznych ;) ), to jednak lubię do pewnego stopnia równouprawnienie. Fajnie, gdy to mężczyzna walczy o swoją ukochaną, ale cenię również, gdy jest na odwrót. Lub gdy po prostu walczą razem o swoją miłość. Po piąte, oczywiście lubię, gdy bohaterka jest inteligentna, ale nie musi być też geniuszem. Wolę, gdy jest rzeczywista, popełnia błędy, ale np. potrafi je naprawić lub się do nich przyznać i przeprosić. Czasem chętnie poczytam o kobietach sukcesu, ale nie jest to konieczne, by postać wydawała się interesująca. Po szóste lubię określony wygląd bohaterek i niestety, muszę się przyznać, im bardziej z opisu przypomina mnie samą, tym dla mnie lepiej, ponieważ uwielbiam wczuwać się w postać, o której czytam. Gdy więc bohaterka jest moim całkowitym przeciwieństwem, czytam z ogromnym dystansem. Nie mówię, że musi się zgadzać wszystko, co do joty, bo oczywiście tak nie będzie nigdy, ale wolę, gdy choć częściowo przypomina mnie samą. A i tu ciekawa obserwacja, jeżeli powieść mi się nie podoba lub kłóci się z moimi zasadami moralnymi (np. historie mafijne), wolę gdy bohaterka wygląda jak moje przeciwieństwo ;). Po siódme, lubię gdy powieści są o dojrzałych kobietach. To się zmieniało w moim życiu, bo oczywiście będąc dzieckiem lubiłam również czytać o młodych dziewczynach, ale zawsze czerpałam większą przyjemność z lektury, gdy bohaterki były dojrzałe emocjonalnie. Kobieca bohaterka może mieć osiemnaście, może mieć czterdzieści lat, ale nie znoszę, wręcz nie mogę ścierpieć, gdy MC jest rozchwiana, sama nie wie, czego chce i jest po prostu rozkapryszoną pannicą. Taka bohaterka odbiera mi całą przyjemność z lektury.


A jaki powinien być główny bohater w moim ideale powieści? Męski. To przede wszystkim. Nie lubię ciepłych kluch ani słodziaków. Cenię, gdy bohater ma mocny charakter a w głębi dobre serce. Nie lubię facetów niezdecydowanych, którzy sami nie wiedzą, czego chcą ani takich, którzy dla odmiany myślą, że wiedzą lepiej, co jest dobre dla ich ukochanych. Ideału urody męskiego głównego bohatera nie mam, bo nie mam go też w życiu. Wolę wysokich i postawnych mężczyzn, ale jeśli chodzi o kolor oczu, włosów itp. nie mam preferencji. Może tylko tyle, że nie znoszę wąsów :P Nie przepadam też za przesadnym, kulturystycznym umięśnieniem. Oczywiście czytać o mężczyźnie zaniedbanym też mi się nie chce, ale nie jest tak, że każdy ma mieć zaraz sześciopak na brzuchu i bicepsy jak z okładki magazynu dla kulturystów. Niech te mięśnie raczej pracują niż wyglądają. Co do charakteru, lubię gdy główny bohater jest inteligentny, ale nie musi być geniuszem czy biznesmenem-miliraderem. Fajnie, jeśli ma jakąś pasję. Generalnie cenię w życiu, gdy ludzie mają pasje i tak samo doceniam to w książkach. Poczucie humoru jest dla mnie ważne, ale jeśli jest subtelne i „mądre”. „Pajacowania” nie znoszę i pewnie dlatego nie przekonała mnie do siebie seria „Night Rebel”, której głównego bohatera poznaliśmy w czwartej, ostatniej części „Nocnego Księcia” Jeaniene Frost. A szkoda, bo postać żeńska bardzo mi się tu spodobała, niestety wampir Ian skutecznie zniechęcił mnie do lektury.


To, czego nie toleruję w powieściach romantycznych to motyw zdrady. Jeśli któreś z bohaterów jest niewierne i nieważne, czy jest to kobieta, czy mężczyzna, książka automatycznie wylatuje z moich ulubionych. Jeśli najpierw się rozstaną, będą z kimś innym a później do siebie wrócą to w porządku, ale jeśli się zdradzają będąc w związku? To za bardzo kłóci się z moim światopoglądem. Ale uściślijmy, mówię o głównych bohaterach, bo jeśli nastąpi zdrada innej postaci z książki to już zależy od kontekstu i sytuacji. Dobrym przykładem jest tu np. seria „Jake” Penelope Ward. Również nie lubię przemocy między bohaterami, dlatego z dużą rezerwą podchodziłam do książek BDSM, ale jednak są też takie, które do mnie przemawiają ze względu na fabułę.


A czego Wy, Drodzy Czytelnicy, oczekujecie od głównych bohaterów powieści? Chętnie poczytam w komentarzach lub wiadomości prywatnej ;)


Ściskam i pozdrawiam

Sil



wtorek, 12 września 2023

Prawie jak przypowieść...

 Zapytała młoda influencerka znajomą wiedźmę....

- Babciu, dlaczego niektórym wszystko się udaje, choć w ogóle się nie starają? Dlaczego jeden wrzuci do Internetu jakiś gniot i zaraz staje się słynnym influencerem lub wrzuci beznadziejne zdjęcie na Insta i zaraz ma tysiąc lajków, a ja staram się, walczę o wszystko, poświęcam mnóstwo czasu i energii, aby moje posty były interesujące i nic. Dlaczego tak jest?

Wiedźma uśmiechnęła się, po czym wzruszyła ramionami.

- Cóż mogę Ci powiedzieć, dziecko, na pytanie, dlaczego tak jest? Odpowiedź może być tylko jedna. Bo tak.

Sil


fot. Sil



sobota, 9 września 2023

Późne lato

Jeszcze lato trwa, lecz jesień
jakby czuć w oddechu
jeszcze upał wieczorami, ale nocą
już potrzebne płaszcze
Jeszcze jestem, lecz czasami
o tym zapominam
Jeszcze śmieję się wśród ludzi
lecz w ukryciu płaczę


Sil

fot. Sil



środa, 6 września 2023

Coś, co jest serią i coś, co serią nie jest, czyli najdziwniejsza trylogia, jaką czytałam...


    Choć wiele powieści od Penelope Ward doczekało się polskiego wydania, z jakiegoś powodu nie należą do nich pozycje z serii „Jake”. Są to trzy książki, które są dla mnie zagadką, bo jest to prawdziwa trylogia, ale jednak każdy tom opowiada trochę inną historię.

    Serię otwiera wydane w 2013 roku „Jake Undone”, następna w kolejności jest powieść „My Skylar” z 2014 roku i trylogię zamyka „Jake Undestood” z roku 2015. Co je łączy? Czwórka bohaterów, która w zależności od części jest na różnych pozycjach – raz ktoś jest głównym bohaterem, raz pobocznym. Łączy je też ładna przyjaźń między wspomnianą czwórką i miłość z nieoczywistymi, trudnymi problemami u obu par. Co je dzieli? Każda z trzech powieści to tak naprawdę osobna opowieść, ale gdybym miała się pokusić o wskazanie połączeń, to są głównie między pierwszą a trzecią pozycją trylogii. Oczywiście łatwo się tego domyślić po tytułach ;)

    Nina, główna bohaterka pierwszego tomu, to młodziutka studentka, która właśnie wprowadziła się do mieszkania znajomego, w którym będzie współlokatorką. Mieszkanie z trzema innymi osobami jej oczywiście nie przeszkadza i tego się nie boi, ale można śmiało powiedzieć, że boi się wszystkiego innego. Nosi w sobie różne stany lękowe, które mocno uprzykrzają jej życie i nie pozwalają na normalne funkcjonowanie w dzisiejszych czasach. Nina nauczyła się akceptować swoje lęki, ale oczywiście wolałaby ich nie mieć. Tylko absolutnie nie ma pomysłu, co z nimi zrobić, jak się ich pozbyć i zacząć żyć?

    Jake jest nieco starszy od swojej nowej, młodziutkiej współlokatorki. Jest normalnym, dojrzałym pracującym mężczyzną. Jest też twardzielem o genialnym, ścisłym umyśle i mocno skrywanym przed światem, łagodnym wnętrzu. Gdy jego nowa koleżanka z mieszkania ma problemy z nauką, rusza jej z pomocą. Zaś, gdy dowiaduje się, że śliczna dziewczyna ma również innego rodzaju problemy, opracowuje plan, by pomóc jej i w tym. Terapia na stany lękowe, którą jej funduje jest szokująca i ryzykowna, ale powoli zaczyna przynosić efekty. Problem w tym, że efektem ubocznym sytuacji staje się uczucie, na które Jake absolutnie nie może sobie pozwolić. Dlaczego? Powód jest ważny. Sytuacja trudna. Nie oceniajcie, postarajcie się zrozumieć.

    Drugi tom trylogii „My Skyler” jest ciekawy, ale do mnie nie przemówił. Był, w moim odczuciu, typowym przykładem, jak ludzie marnują sobie życie popełniając niepotrzebne błędy. Może w każdym innym przypadku powieść bardziej przypadłaby mi do gustu, ale nie po przeczytaniu trudnej historii bohaterów z części pierwszej. Uważam, że powieść „My Skyler” niepotrzebnie została wmieszania w serię o Jaku i Ninie. Jako osobną historię czytałoby się ją po prostu lepiej.

    Zamykająca trylogię powieść „Jake Understood” to opowieść o tym, co słychać u głównych bohaterów z części pierwszej po kilku latach. Jest napisana ciekawie i jest fajnym uzupełnieniem historii bohaterów z tomu pierwszego. Przede wszystkim można tu przeczytać o tym, że nawet wielka miłość nie zagwarantuje parze słodkiego, miłego i bezproblemowego życia. Uczucie oczywiście jest głębokie, ale problemy w związku również poważne i niezależne od niego. Powieść opowiada również o tym, że czasem trzeba wczuć się w rolę drugiej strony, aby zrozumieć naturę ciężaru, który partner dźwiga na swoich barkach. Penelope pięknie to opisała i pięknie pokazała na przykładzie Jake’a i Niny.

    Zastanawiałam się, dlaczego akurat te powieści nie znalazły polskiego wydawcy (lub ja nie znalazłam polskiego wydania…) i myślę, że ktoś, kto przeczyta trylogię będzie wiedzieć, że to są piękne, ale trudne książki z wieloma kontrowersyjnymi wątkami. Możliwe, że w Polsce by się po prostu nie sprzedały. Potrzeba wiele empatii, by zrozumieć głównych bohaterów – zwłaszcza męskich. To nie jest seria z tych lekkich, łatwych i przyjemnych, ale nie ma tu też nieprzyjemnych wyciskaczy łez. Myślę, że mądremu czytelnikowi te powieści, zwłaszcza pierwsza i trzecia część trylogii, dadzą sporo do myślenia. Może pozwolą też zrozumieć, że świat nie jest czarny ani biały? Że nie wszystko, co na pierwszy rzut oka jest złe, jest powodem do potępienia drugiej osoby?

    Książki polecam, ale z zastrzeżeniem, że nie jest to łatwa lektura na beztroski relaks. Raczej coś, co trzeba na spokojnie przemyśleć.

    Język raczej prosty, więc myślę, że seria nada się również dla osób, które mogą się poszczycić znajomością angielskiego na poziomie B1.


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil



niedziela, 3 września 2023

Są takie książki, których nie da się przeczytać raz i o nich zapomnieć... Czyli moja szczęśliwa dwunastka!


Kochani Czytelnicy!     


    Następna recenzja już niebawem, ale dziś chciałam podzielić się z Wami postem z trochę innej beczki. Na początek pytanie, choć pewnie znów okaże się pytaniem bez odpowiedzi ;) Czy macie takie książki, do których zawsze i wszędzie chętnie wrócicie i w żadnym wypadku nie da się ich przeczytać tylko raz? Ja mam. Kilka, a może więcej. Oczywiście nie oznacza to, że czytam je w kółko i nieustannie, ale są to lektury, które są bezpieczne, gdy czegoś mi brakuje i chcę zapewnić sobie prawdziwą przyjemność. Postanowiłam więc podzielić się z Wami moją listą bezpiecznych powieści, które na moją duszę zawsze działają niczym balsam ;) 


A oto moja szczęśliwa dwunastka:

1) Fragmenty "Sagi o Wiedźminie" Andrzeja Sapkowskiego (Głównie ostatnie rozdziały książki "Krew elfów", czyli historia poznania się dwóch głównych bohaterek, a także kilka fragmentów z tomu "Czas pogardy". Oprócz tego dwa opowiadania z początkowego zbioru Sapkowskiego, w tym opowiadania "Wiedźmin" i bardzo romantyczne "Ziarno prawdy").

2) "Hobbit" Tolkiena a w szczególności rozdziały dotyczące wizyty w domu Beorna, nie ma tu wątków romantycznych!

3) Pierwsze dwa tomy serii "Nocny Książę" Jeaniene Frost, głównie w języku oryginalnym, choć tłumaczenie na polski też mam i nie jest złe. Uwielbiam wątek dojrzewania do związku głównych bohaterów.

4) "Once Perfect" Cecy Robson - piękny, pierwszy tom trudnej trylogii. Wspaniale napisana opowieść o tym, że nawet naprawdę trudna przeszłość nie musi przekreślić przyszłości.

5) "Zaproszenie" i kilka innych powieści Vi Keeland oraz tych w duecie z Penelope Ward. Wymieniłam "Zaproszenie", gdyż jest to jedna z tych lżejszych powieści, do tych cięższych, choć je uwielbiam, nie wracam z rozmysłem.

6) "All the Wrong Places" Jerilee Kaye - mój ukochany, anglojęzyczny pewnik. Nic mi tak nie podnosi poziomu endorfin we krwi jak czytanie o tak wspaniałym mężczyźnie, jakim jest główny bohater! ;)

7) Seria o "Ani z Zielonego Wzgórza", choć akurat nie pierwszy tom. Mój ulubiony to chyba "Wymarzony Dom Ani"...

8) "Zatoka śpiewających traw" Stanisławy Fleszerowej-Muskat - książka o realiach naszych dziadków, ale to naprawdę cudowna, polska powieść obyczajowa.

9) "Master in Shining Armor" - Sparrow Beckett (nie śmiejcie się, ta powieść, choć BDSM ma w sobie "to coś", prawdziwa miłość może przecież czaić się wszędzie, prawda? ;)).

10) "69 Million Things I Hate About You" Kiry Archer - prawdziwa, zachwycająca komedia romantyczna!

11) "Crave" Tracy Wolff - tylko pierwszy tom! Wspaniała historia, świetna książka fantasy, która jednak w moim odczuciu powinna była zakończyć się na pierwszym tomie...

12) "Księżniczka i koboldy" George MacDonald - książka mojego dzieciństwa, ale żałuję, iż powstał również okropny tom drugi. Czasem, gdy nic innego nie poprawia mi humoru, sięgam po nią i czytam te same fragmenty od trzydziestu lat... ;)


Większość z książek z mojej dwunastki pewniaków były już przeze mnie prezentowane na niniejszym blogu. "Hobbit", co prawda, tylko jako fragment recenzji "Władcy Pierścieni" a o serii o Ani tylko pisałam przy okazji recenzji "Rilli ze Złotego Brzegu", ale jednak coś tam wspomniałam. Jedyna książka z tego zestawu, której (jeszcze?) nie znajdziecie na Read 2 Sleep to książka "Królewna i koboldy", znana również w Polsce pod tytułem "Królewna i goblin". A jest tak dlatego, że choć jest tu wątek prawie romantyczny, to jednak to jest powieść fantasy dla dzieci! Chociaż ja chętnie do niej wracam od czasu do czasu, to zdaję sobie sprawę, że mało który dorosły będzie miał ochotę po nią sięgnąć. Jeśli jednak macie dzieci lubiące mądre bajki, jest to całkiem fajny wybór ;)


Mam nadzieję, że taki przerywnik jest ok? Dajcie znać w komentarzach lub w wiadomości prywatnej, jakie książki są na Waszej liście pewniaków.


Ściskam i pozdrawiam

Sil

fot. Sil



Najpopularniejsze posty :)