niedziela, 31 grudnia 2023

Kontrakt na miłość – prawie całość, czyli ukończyłam ten taśmociąg ;) (Uwaga! Ten post zawiera spoiler!)

 


    „Kontrakt na miłość” (ang. The Arrangement) S.S. Sahoo? Tak, już coś pisałam na ten temat kilka tygodni temu i obiecywałam, że gdy dotrwam do końca lub w tym przypadku do końca dostępnych do przeczytania książek, napiszę recenzję całości. I? Jeżu kolczasty, jak ja się cieszę, że mam to już za sobą! Ale spokojnie, nie było aż tak źle w ostatecznym rozrachunku.

    Póki co Galatea, w której to aplikacji seria książek jest do przeczytania, nadal robi swoim czytelnikom brzydką niespodziankę i nie udostępnia w podstawowej wersji finałowego tomu. Jak kiedyś pisałam, możemy przeczytać książki 1-6, ale gdy chcielibyśmy poznać ostateczne rozwiązanie akcji, musielibyśmy zapłacić za roczną subskrypcję. Na tę chwilę tylko płacąc te 178,99 zł (czy coś koło tego) możemy przeczytać „Kontrakt na miłość – Finał”, czyli siódmy tom serii. Darmowe są tylko trzy pierwsze rozdziały ostatniego tomu (chyba po to, aby bardziej wkurzyć użytkowników aplikacji) i to nie tylko w wersji polskiej, ale to samo mamy w wersji anglojęzycznej.

    Bohaterami powieści są Angela i Xavier, znani nam już z poprzedniego posta o „Kontrakcie na miłość” oraz mnóstwo ich krewnych i znajomych. Angela to miła, prosta dziewczyna, która w wyniku zawarcia kontraktu małżeńskiego z synem miliardera, stawia swoje pierwsze kroki wśród elity, zaś Xavier to mężczyzna, który nie zna innego życia niż to, do którego przyzwyczaił go majętny ojciec – władzy i luksusu. Xavier nie jest typowym amerykańskim powieściowym bad boyem. Jest znacznie gorszy. Nie wiem, co będziecie sądzić, gdy sami sięgniecie po tę powieść, jednak dla mnie to był zepsuty, zadufany w sobie narcyz. Nawet, gdy autorka starała się ukazać jego przemianę na lepszego człowieka, w moim odczuciu nie za bardzo jej to wyszło. Po prostu do ostatnich stron dostępnej do przeczytania serii, nie byłam do niego przekonana. Natomiast przemiana Angeli była dla mnie okay. Nie, nie uważałam jej za idealną bohaterkę powieści romantycznej, bo była zbyt naiwna (tak naiwna, że aż bolało) i nie wszystkie zachowania postaci do mnie przemawiały, ale jednak z główną postacią żeńską autorka (lub autor) poradziła sobie lepiej. Natomiast banda tak zwanych przyjaciół, krewnych i znajomych wzbudzała we mnie niechęć. Od Dustina, bo oczywiście musiał się na siłę pojawić gej w roli najlepszego przyjaciela, który był okropną postacią i właściwie nawet nie ukrywał przed Angelą, że wykorzystuje ją do własnych celów, przez Em, przyjaciółkę z dzieciństwa, która nie traktowała Angeli zbyt dobrze, gdy ta zaczęła życie z bogatym mężem, przez ojca Angeli, który w moim odczuciu również nie miał nic przeciwko wykorzystaniu córki aż do Zoe, którą Angela zatrudniła niemal z ulicy do swojego biznesu, a której Zoe nie traktowała jak szefowej, ale jak jak koleżankę od kawki. Nie podobali mi się również bohaterowie ze strony Xaviera. Penny, postać, która kojarzyła mi się z najgorszym sortem telenoweli jak np. „Moda na sukces”, kuzyn Henry, inni znajomi? Coś okropnego. Była też oczywiście szalona ex dziewczyna. Jednym słowem spectrum wszystkiego, czego nie lubię. Jedyną postacią z otoczenia, którą polubiłam był Brad, ojciec głównego bohatera, ale również z jego niektórymi działaniami nie mogłam się pogodzić. Czytałam więc powieść z jedynie dwiema postaciami, które jakoś do mnie przemawiały – główną bohaterką oraz jej teściem.

    Nie będę przedstawiać całej fabuły, bo to nie jest streszczenie, ale napiszę krótko o jednym wątku, który niezwykle mnie irytował. Uwaga! Spoiler! To był wątek wspomnianej już wcześniej Penny, który tak bardzo kojarzył mi się z „Modą na sukces”. Penny była kochanką Xaviera, gdy jeszcze nienawidził swojej żony. Była jego kochanką świadomie, wiedziała, że jest żonaty. Mówiła czasem, że żal jej Angeli, ale nie powstrzymywało jej to przed sypianiem z mężem niewinnej kobiety. Mimo wszystko autorka próbowała wmówić czytelnikowi, że Penny jest taka słodka i dobra a to niezwykle mnie irytowało. Później Penny przewijała się z jakiegoś powodu przez kolejne części „Kontraktu” i skończyła jako macocha Xaviera. Przykro mi, że zdradzam Wam jakąś część fabuły, ale naprawdę ten wątek był dla mnie żałosny. Nie, to nie dlatego, że Penny związała się z ojcem głównego bohatera, ale dlatego, że zrobiła to świadomie i nie widziała w tym nic złego. Gdyby nie znała Brada wcześniej pewnie bym tego tak nie odczuła, ale ona dokładnie wiedziała, z kim ma do czynienia (w przeciwieństwie do Brada...) i w chwilę po tym, jak była kochanką syna, stała się kochanką ojca. Cóż, dobrze, że Xavier nie miał jeszcze brata…

    Na koniec kilka kwestii technicznych. Już pisałam, więc nie będę się powtarzać o zbyt schematycznym tłumaczeniu i słabej stronie wizualnej. Tym razem napiszę coś na plus. W kolejnych częściach serii już nie miałam wrażenia, że rozdziały są sztucznie ucinane, akcja toczyła się bardziej logicznie i spójnie. Może autorka (autor) rozwinęła swoje umiejętności w trakcie pisania? Za to plus. Nie nudziłam się też podczas czytania a to wyczyn przy tak długiej serii! Owszem, wiele wątków i postaci mnie denerwowało, ale na pewno nie było tu nudno. Nie było nadmiaru dram, tylko trochę i tylko pasujących do fabuły. No… może poza tą szaloną byłą Xaviera. To już można było sobie podarować w natłoku innych problemów a treść byłaby dzięki temu mniej oklepana.

    „Kontrakt na miłość” tak w polskiej, jak i w angielskiej wersji utrzymuje się nieustannie w TOP 10 Galatei. Czy słusznie? Chyba tak, ale nie dlatego, że jest taki rewelacyjny, ale raczej dlatego, że w aplikacji jest ogromna ilość naprawdę mało ambitnych książek. Ma swoje wady (niektóre wątki były naprawdę mocno naciągane...) i zalety (wartka akcja), ale dla miłośniczek (miłośników) romansów jest warty polecenia. To PRAWIE klasyka gatunku, ze wszystkimi obowiązkowymi elementami romansu. Jeśli nie odstrasza Was, że na tę chwilę nie przeczytacie w wersji podstawowej finałowego tomu siódmego, sprawdźcie sami, czy jest to historia warta Waszego czasu.

    Ostatnie kilka słów. Obiecuję ;). Ostatni dostępny tom przeczytałam na jeden raz. Był to eksperyment. Nie czytałam na bieżąco, co 6 godzin. Zamiast tego przewijałam rozdział, klikałam następy rozdział i czekałam aż zegar odliczy czas. Gdy już miałam załadowane wszystkie odcinki ostatniego dostępnego tomu, wróciłam do początku szóstej części i przeczytałam całość. I tak, jak się spodziewałam, znacznie poprawiło to mój odbiór lektury.

    I tym optymistycznym akcentem...


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil



sobota, 30 grudnia 2023

Spóźniony

lata smutku
żałoba po szczęściu
czekam aż minie, ale trwa uparcie
pocieszało mnie kiedyś, że wszystko ma swój koniec
lecz jakiś spóźniony
tym razem zanadto

Sil

fot. Sil


wtorek, 26 grudnia 2023

„Mason” od Zainab Sambo - nieproporcjonalna seria, która się dłużyła, ale nie mówię, że nie można dać jej szansy

 

    „Mason”, jak większość powieści, które czytam w Galatei, to e-book, który można przeczytać zarówno w języku polskim jak i angielskim. Tajemniczy dla mnie autor Zainab Sambo nie był mi wcześniej znany, ale mimo wszystko podejrzewam, że jest to jednak bardziej pisarka niż pisarz. Książka, a dokładniej seria trzech książek, która obecnie przez Galateę jest traktowana jako jeden twór, zaskoczyła mnie w wielu kwestiach a pierwszą z nich była ogromna dysproporcja między objętością każdego tomu. I tak pierwsza część liczy aż siedemdziesiąt rozdziałów, druga część posiada rozdziałów trzydzieści trzy plus Prolog i Epilog, zaś część ostatnia to tylko dziewiętnaście rozdziałów oraz Epilog.

    Zacznę trochę od końca i już na wstępie powiem, że czytanie powieści „Mason” było ciekawym doświadczenie, acz bardzo rozwleczonym w czasie. Słynne czekanie 6 godzin na następny rozdział było irytujące, ale ponieważ czytanie „Masona” nie było w ostatnich tygodniach moim priorytetem to jakoś dałam radę. Tym razem kolejne rozdziały były przynajmniej na tyle długie, że i tak trudno byłoby ich przeczytać więcej niż kilka naraz.

    Jeśli chodzi o sprawy techniczne, Galatea naprawdę powinna zadbać o lepszą jakość tłumaczeń. Dobrze byłoby również uszanować czytelnika dbałością o stronę wizualną. Jednak ani słabe tłumaczenia, ani mała estetyka prezentowanego tekstu, nie wpływały bardzo na jego odbiór, więc jestem w stanie puścić te niedociągnięcia płazem.

    Akcja powieści ma miejsce w Wielkiej Brytanii, głównie w Londynie. Bohaterami są oczywiście tytułowy Mason, pochodzący z bogatej rodziny gburowaty miliarder (Uwaga! Wreszcie nie jest to playboy!), który jednak do tego, co ma obecnie doszedł raczej sam oraz Lauren, która na początku powieści wydaje się być kolejnym współczesnym Kopciuszkiem, idąc jednak głębiej w treść okazuje się, że to nie jest kreacja, którą zafundował nam autor. W powieści miesza się kilka oklepanych wątków, jak miliarder i biedaczka, problemy zdrowotne rodzica, zaaranżowane małżeństwo, różnice charakterów, różnice klasowe, od wrogów do kochanków itp., ale po zagłębieniu się w fabułę okazuje się, że te wątki ostatecznie są mniej oklepane i nie takie, za jakie je mieliśmy. Za to plus. Skoro jednak napisałam wyraźnie o plusie, prawdopodobnie będzie jakiś minus i niestety jest ich sporo...

    Powieść napisana jest w sposób niezwykle chaotyczny. Po przeczytaniu całości mogę to już śmiało napisać, niektóre wątki wyglądały tak, jakby autor czy autorka napisał/napisała dany wątek w jeden sposób, ale później zmienił/zmieniła zdanie, więc zamiast wracać i poprawiać, próbował/próbowała wmówić czytelnikowi, że to było zamierzone. Niestety, nie takie miałam wrażenie. Moim zdaniem wyglądało to bardziej jak próba uratowania wątku po fakcie niż zamierzony efekt. Po drugie cała powieść była przydługa i wiele wątków pobocznych wyglądało na wciśnięte na siłę, może dla zwiększenia wierszówki? Po trzecie… Bohaterowie byli ciekawi, ale słabo została pokazana przemiana tytułowego Masona. Właściwie szło to ku dobremu, ale nagle jakby ewolucja się urwała i Mason ni stąd, ni zowąd był już innym człowiekiem. Na szczęście nie miało się tego wrażenia w przypadku głównej bohaterki. Postać Lauren była bardziej spójna i była wykreowana całkiem dobrze. Irytowali mnie natomiast bohaterowie poboczni. Nie wszyscy, ale strona przyjaciół głównej bohaterki była mało przemyślana. Nie zrozumiałam tych relacji i wydawały mi się nielogiczne w wielu miejscach. I ostatni minus. Bardzo, bardzo przewidywalna treść finałowego tomu. Sprawiał on wrażenie napisanego od niechcenia. Może stąd też ta dysproporcja w ilości rozdziałów? Autor zabrał się z zapałem za część pierwszą i wyszło mu 70 rozdziałów, a trzeci tom już mu się znudził, więc upchnął pomysł w 19?

    Na koniec poszukajmy jeszcze plusów. „Mason” to taki dziwny twór, w którym człowiek z jednej strony może spokojnie podejść do czytania, bo nie dzieje się nic takiego, a z drugiej nie jest też nudno. Mam na myśli – fabuła to chaos, jednak sama forma jest niezła. Nie obfituje w płytkie dramy, nie przypomina kiepskiej telenoweli. Jest napisana z wyczuciem, choć nad warsztatem pisarskim zaleciłabym autorowi, czy autorce odrobinę popracować.

    Nie żałuję, że przeczytałam „Masona”, ale jest to też jedna z tych książek, która niewiele wniosła do mojego czytelniczego życia. Dała mi pewną odskocznię od codzienności, ale nic poza tym. Dlatego powstrzymam się od gorącej zachęty do niezwłocznego sięgnięcia po tę pozycję i napiszę tylko: jeśli macie czas i ochotę to przeczytajcie ;).


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil



niedziela, 24 grudnia 2023

Na święta

zapach mandarynek, słodkie desery
po domu roznosi się ciepło między śniegiem
czekające na coś niezwykłego dzieci
dzwonki wyobraźni, cisza wspomnień

wesołe sweterki w kolorze czerwonym
lampki tylko białe na corocznym drzewku
przed domem jasność, gdy nastaje zmrok
na stole wróżba z dań na rok dla nadziei

jeszcze chwilę, kot się snuje z kąta w kąt
na szybach zastygły rozmoczone gwiazdki
przeglądam się w lustrze, jest spokojna twarz
dziś będą emocje, na święta inaczej nie umiem

Sil

                      (fot. Sil)

wtorek, 19 grudnia 2023

"Colt" autorstwa Simone Elise - coś trudnego, coś wciągającego, coś kontrowersyjnego

 

    Trudno znaleźć datę wydania tej powieści, ale jest to na pewno coś, co pojawiło się niedawno. Książkę „Colt” można przeczytać w aplikacji „Galatea” (i podobno wyłącznie tam) w języku polskim lub angielskim a także możliwe, że w kilku innych. ;)

    Jeśli chodzi o kwestię techniczną to, podobnie ja w innych powieściach do przeczytania w aplikacji, brak dbałości o stronę wizualną, zaś tłumaczenie na język polski jest wykonane w stopniu co najwyżej zadowalającym. Mogło być znacznie lepiej, ale widocznie Galatei żal środków na profesjonalnego tłumacza.

    Książka „Colt” to właściwie seria czterech książek. Pierwsze trzy są traktowane w aplikacji jako całość, natomiast ostatnia część zatytułowana jest „Colt Finał” i trzeba wyszukać jej osobno. Całe szczęście, tym razem Galatea nie zrobiła swoim czytelnikom świństwa i wszystkie cztery części dostępne są w wersji darmowej. Można więc czytać jeden rozdział co 6 godzin lub kupować kolejne rozdziały za 10 punktów. Punkty można zdobyć między innymi za oglądanie reklam, ale można też zakupić sobie pakiet. Na szczęście w tym wypadku powieść nie drożeje z każdym rozdziałem i na tę chwilę każdy rozdział, od początku do końca serii, można kupić właśnie za 10 punktów. Wbrew pozorom powieść nie jest taśmociągiem. Nie ma tutaj sztucznego rozwlekania akcji. Wszystko dzieje się sprawnie, fabuła jest prowadzona w dobrym tempie, bohaterowie są wiarygodni i bardzo naturalnie przedstawieni. Autor/autorka z całą pewnością ma talent pisarski, dużą dbałość o szczegóły i język odpowiedni dla treści książki. I… to koniec dobrych wieści. Ale o tym za chwilę. Najpierw bohaterowie.

    Głównymi bohaterami „Colta” są Summer Breeze i oczywiście Colt Hudson aka Diabeł. Ale oprócz tego w powieści jest mnóstwo bohaterów pobocznych, którzy również przy odrobinie wysiłku mogą zostać uznani za główne postacie. Brat Summer - Scorp, jego miłość Violet, para Kody i Scarlett… to wszystko to bohaterowie niemal tak ważni jak Colt i Summer.

    Gdy zaczyna się powieść, Summer trwa w przemocowym związku z amerykańskim milionerem. W dzieciństwie, po śmierci rodziców została wywieziona na Karaiby przez starszego brata i tam wychowywana wg najlepszych intencji Scorpa, zaś po powrocie do ojczyzny, młodziutka kobieta szybko zakochuje się z wzajemnością w amerykańskim milionerze Elliotcie. Biorą ślub, mają dom jak z bajki, ale to tylko pozory szczęścia. Elliot szybko pokazuje bowiem swoje prawdziwe, złe oblicze. Summer długo próbuje zostać przy mężu, ukrywa jego haniebne występki wierząc, że miłość potrafi go uleczyć, że należy dać im kolejną i kolejną szansę. Gdy jednak okazuje się, że mąż nie tylko stosuje wobec niej przemoc, ale pomimo zapewnień o miłości do niej zdradza ją z jej przyjaciółką, Summer ma dość. Nie widzi już sensu walki o to patologiczne małżeństwo. Pakuje się i jedzie do mieszkania swojego brata, z którym od jakiegoś czasu była w konflikcie. Scorp po powrocie z Karaibów wrócił do przestępczego klubu motocyklowego, którego był członkiem a takiego życia jego siostra nie chce. Tym razem jednak Summer czuje, że nie ma innego wyjścia tylko zwrócić się do jedynej rodziny, jaka jej pozostała. Ale gdy przybywa do mieszkania Scorpa, nie zastaje w nim brata, lecz kogoś zupełnie innego. Czyżby sam Diabeł powrócił i teraz pragnie wodzić ją na pokuszenie?

    Tytułowy Colt Hudson aka Diabeł, gdy zaczyna się powieść, właśnie powrócił po 13 latach więzienia. Jeszcze nie zorganizował sobie życia, ale jedno wie. Nie może żyć z dala od swojego rodzinnego klubu motocyklowego. Gdy jednak okazuje się, że klub którym rządził jego ojciec zszedł na bardzo złą drogę, znacznie gorszą niż Colt jest w stanie zaakceptować, odchodzi, zakłada nowy klub i wierzy, że uda mu się stanąć na nogi i nadal robić to, co kocha. Jest tylko kilka drobnych problemów a pierwszy milion z nich ma na imię Summer i w dodatku jest siostrą jego przyjaciela i klubowego brata - Scorpa, w którego mieszkaniu akurat się zatrzymał…

    Nie będę przedstawiać pozostałych postaci, bo za długo by to trwało, ale teraz wrócę do refleksji ogólnej na temat powieści „Colt”. „Colt” to zła książka. Nie, nie technicznie. Technicznie jest świetna. Ale cała fabuła opiera się na złych ludziach i to nie tylko stricte negatywnych postaciach. Tutaj i postacie pozytywne, i negatywne to są przestępcy. To nie jest książka o klubie motocyklowy, którego członkowie lubią jeździć na motorach, ale o takim, gdzie narkotyki, alkohol, morderstwa i nienawiść są na porządku dziennym. To nie jest książka, z którą można się identyfikować. To nie jest powieść, którą czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. Rozdźwięk między dobrą a złą stroną „Colta” jest niewielki. Po prostu jedni przestępcy mają jakąś szczątkową moralność a inni nie. Są tortury, nieważne, że w „słusznej” sprawie. Jest przemoc wobec kobiet. Jest niewolnictwo. To naprawdę złe i ciężkie tematy.

    Oczywiście jest też miłość, jakby autorka (czy też autor) chciała udowodnić, że na miłość zawsze znajdzie się miejsce, nawet w świecie przestępczym. Zdecydowanie miłość jest prawdziwa, nawet jeśli nie do końca taka, jaką bym sobie życzyła zobaczyć. Jest to więc prawdziwy romans z całą masą interesujących perypetii. Ale to nie jest książka do przeczytania dla relaksu. Może tylko dla tych, którzy lubią cięższą literaturę. Mnie osobiście czytało się tę powieść dobrze, jednak już na początku uznałam, że potraktuję ją jako powieść a’la fantasy, Inaczej nie dałabym rady…


    Czy polecam powieść? Ani tak, ani nie. Napisałam, czego możecie się spodziewać i jakie, według mnie, są wady i zalety. Nie jestem jednak w stanie z czystym sumieniem rekomendować czegoś tak ciężkiego, czegoś ociekającego złem. Nawet, jeśli technicznie książka jest dobra.


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil




poniedziałek, 18 grudnia 2023

ukryta

patrzyłam w niebo próbując się odnaleźć
szukałam szczęścia lecz zawsze zgubione
nieporządna była moja skromna szafa
bałagan w głowie jak chaos na świecie
za zasłoną światła skutecznie ukryta
ta, która jeszcze nie zdołała mnie znaleźć
błądząc pośród cieni rzucanych przez chmury
czekam a życie ucieka przez palce


Sil


fot. Sil


sobota, 9 grudnia 2023

tylko nie miłość

smutek bardziej smutny
złość bardziej zła niż zazwyczaj
tęsknota jakby głębsza, jakby bardziej tęskna
chaos pełny bezładu
bezsens wciąż nie ma sensu
tylko miłość pusta
jakby nie istniała


Sil


fot. Sil


piątek, 8 grudnia 2023

Gdy zapadnie noc – coś na tak i trochę na nie, czyli całkiem miła odmiana

 

    Według źródeł internetowych data wydania powieści „Gdy zapadnie noc” autorki znanej pod pseudonimem Nureyluna to 1 stycznia 2023 roku. Oczywiście mówimy o wydaniu w języku polskim. Można ją przeczytać w aplikacji Galatea, którą wciąż testuję i, jak wspominałam, nie jestem jej gorącą fanką. Na razie postanowiłam pozakańczać wszystkie rozpoczęte książki/serie (4) i „Gdy zapadnie noc” jest pierwszą powieścią na Galatei, przez którą udało mi się przebrnąć.

    Kochani ta książka jest... specyficzna. To pierwsze określenie, które przychodzi mi do głowy, gdy o niej myślę. Jeszcze nigdy nie spotkałam powieści, o której mogłaby powiedzieć, że jest ciepła i rodzinna a jednocześnie to erotyk… Tak, mieszanka wybuchowa, ale ponieważ czytam książki dla „dużych dziewczynek” a nie dla dzieci, jestem w stanie tę specyfikę przełknąć, a nawet powiedzieć, że wzbudziła we mnie pewną ciekawość.

    Na początku wady techniczne. Wadą jest tłumaczenie. Przeczytałam tę powieść po polsku, gdy jeszcze nie działał mi przełącznik na anglojęzyczną wersję Galatei i muszę powiedzieć, że tłumaczenie odbiera sporo z uroku książki. Jest niedbałe, bardzo słabe. Jestem prawie pewna, że to tłumaczenie automatyczne z naniesionymi tylko co ważniejszymi poprawkami a nie profesjonalne tłumaczenie wykonane przez osobę, która się na tym zna. Drugą wadą jest to, co pisałam już w poprzednich postach. Galatea nie przywiązuje wagi do jakość wizualnej oferowanych e-booków. Teksty bywają posklejane i czasem trudno się zorientować, gdzie zaczyna się i gdzie kończy dany wątek. No i oczywiście czekanie 6 godzin na kolejny rozdział… ale cóż, na tym polega wersja darmowa aplikacji i to jestem w stanie zrozumieć. Gdy powieść załaduje się już cała i tekst czyta się na jeden raz, „zyskuje na jakości”, bo mniej wówczas zwraca się uwagę na błędy a bardziej skupia się na akcji, która jest całkiem wartka jak na tak spokojny z pozoru romans. Dlatego powtórzę się. Dla osób, które chcą dłużej korzystać z Galatei i przeczytać wszystkie zawarte tam książki pewnie bardziej racjonalne będzie zakupienie wersji płatnej. Ja wciąż nie jestem na tyle zainteresowana, żeby to zrobić. Można też przez tydzień ładować rozdziały co 6 godzin i ich nie czytać, a dopiero, gdy całość będzie odblokowana wziąć się za lekturę, ale to z kolei dla cierpliwych. Czyli również nie dla mnie ;)

    A teraz o czymś, co pewnie bardziej Was zainteresuje – bohaterowie i fabuła.


    Jasmine jest dorosłą, ale młodą kobietą. W trakcie książki obchodzi 25 urodziny, czyli tak w sam raz na amerykański romans ;) Nie za młoda, nie za dojrzała. Do niedawna była świetnie zorganizowaną i doskonale sobie radzącą w życiu szefową kuchni, ale po drobnym nieporozumieniu z szefostwem (tak, znowu to napastowanie seksualne…), rzuca pracę i nie może znaleźć następnej. Jej konto bankowe pustoszeje aż nazbyt szybko i wkrótce odkrywa, że jest bliska tego, aby nie mieć co jeść ani, gdzie mieszkać. Nie może zwrócić się o pomoc do rodziców, którzy wyrzekli się jej po tym, jak nie chciała spełnić swojego „obowiązku” wobec rodziny i wyjść za mąż za człowieka, którego dla niej wybrali. Pozostaje jej więc liczyć tylko na siebie. Pewnego dnia Jasmine dostaje zaproszenie na rozmowę o pracę od jakiejś tajemniczej kobiety i, choć wygląda to dość podejrzanie, bo Jasmine jest absolutnie pewna, że nie wysyłała do niej żadnego zgłoszenia, decyduje się sprawdzić, o co chodzi. W końcu, co ma do stracenia? Na miejscu okazuje się, że chodzi o pracę opiekunki dla dziewczynki, która mieszka wraz ze służbą w sporej posiadłości. Początkowo nasza bohaterka odmawia, ale gdy jej rozmówczyni oferuje milion dolarów za rok zajmowania się Theą? No cóż… Sami wiecie, jak to jest w życiu. Nawet szefowa kuchni chętnie zostanie nianią, gdy okazuje się, że rok jej pracy został wyceniony na milion dolarów ;) Ale Jasmine przeprowadzając się do rezydencji Mile odnajdzie w swoim życiu coś więcej, niż doskonały zarobek. Odnajdzie coś, czego większość z nas pragnie ponad wszystko. Miłość.

    Theodore jest skrytym człowiekiem. Małomównym, poważnym, przystojnym i bogatym. Trochę jak książę z bajki, o którym śnią dziewczynki na całym świecie. Theo jest do tego skryty, konkretny i przyzwyczajony do wszelkiego rodzaju kontroli. Gdy jednak w jego domu pojawia się śliczna i wesoła Jasmine, jego samokontrola zostaje wystawiona na ciężką próbę. Kiedyś sądził, że nie ma na świecie kobiety, z którą chciałby się związać. Jasmine jednak sprawia, że zmienia zdanie. Młoda opiekunka jego córki staje się jego obsesją, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Dobro i szczęście pięknej niani Thei, Theodore stawia na równi z dobrem i szczęście swojej latorośli i szybko stają się całkiem szczęśliwą rodziną. Ale oczywiście ktoś musi próbować to zepsuć, bo tak to jest w życiu. Zwłaszcza takim, przedstawionym w romansach, które czytać tak lubię.

    Kochani książka była interesująca. Ciekawie napisana. Miała w sobie to coś! Ale czasem były też fragmenty, których nie rozumiałam, które mi nie pasowały. Sytuacja kryzysowa pod koniec jest ciekawa, ale nie banalna i nie ocieka nadmiarem dramy. Nie ma szalonej byłej, nie ma wszechwiedzącej przyjaciółki (co ostatnio mocno irytuje mnie w amerykańskich powieściach) i za to ogromny plus. Jak dla mnie wadą jest, tylko się nie śmiejcie, nadmiar seksu, bo przez dosłowny opis niektórych scen erotycznych, książka jest jakby na dwóch biegunach. Jeden rozdział to ciepło i miłość a inny to niemal porno. Myślę, że można byłoby to nieco lepiej wyważyć, bo miałam wrażenie, że ten nadmiar erotyki zaciera ogólne, fajne przesłanie książki.

    Mimo to jestem raczej na tak. Może nie na jakieś wielkie tak, ale przeczytałam z zainteresowaniem i przyjemnością. Nie było jakiegoś strasznego wyciskania łez, brak dramy, sporo radości, fajne podejście bohaterów do kryzysu. Gdyby poprawić tłumaczenie i techniczną stronę e-booka i… wyciąć trochę seksu ;) byłaby to naprawdę świetna powieść. Nie oczekujcie fajerwerków, ale szykujcie kocyk i herbatkę w długi, zimowy wieczór. Będzie fajnie.


Ściskam i pozdrawiam

Sil



fot. Sil


poniedziałek, 4 grudnia 2023

zmrożona


zastygnięta, jak lód nieruchoma
gdy nadejdzie czas istota zmrożona
nim podniesie się mgła zasłoną nad światem
zamrożona ziemia odrodzi się latem


trzeszczy ścieżka, w uszach pisk
nieważne, nieważne!
czego chciał ten list
i słowa niepoważne?
zastygnięte obrazy, jak łzy zawstydzone
że nie ma alibi, gdy klątwy spełnione


Sil



fot. Sil


Najpopularniejsze posty :)