czwartek, 29 lutego 2024

„Gentleman nr dziewięć”, czyli nadrabiam recenzyjne zaległości

 

    „Gentleman Nine”, książka znana w Polsce pod tytułem „Gentleman numer dziewięć” to powieść romantyczna od Penelope Ward - jednej z moich ulubionych pisarek. Publikacja w języku angielskim jest dostępna do przeczytania od 2018 roku, zaś polski odpowiednik wydano rok później. Jest to więc już kilkuletnia powieść, ale nie traci na jakości z wiekiem i w końcu doczekała się kilku słów ode mnie.

    Gdy zaczęłam czytać pozycję „Gentleman Nine”, powieść nie przypadła mi do gustu i nawet zastanawiałam się, czy kontynuować lekturę. Początkowy wątek, który jest ściśle związany z tytułem pozycji, zupełnie do mnie nie przemówił. Na szczęście okazało się, że nie jest on aż tak bardzo ważny i, gdy przemogłam się i czytałam dalej, było tylko lepiej.

    Powieść „Gentleman numer dziewięć” to historia trójki przyjaciół od dzieciństwa – pięknej kasztanowłosej Amber, mądrego Roriego oraz sympatycznego łobuza Channinga. Amber nie wie, że Rory i Channing zawarli w młodości pakt za jej plecami, gdy odkryli, że obaj są w niej zadurzeni. Ustalili, że żaden z nich nigdy się z nią nie zwiąże. Gdy jednak dorośli a Channing wyjechał do college’u, Rory i Amber zbliżyli się do siebie do tego stopnia, że Rory zapomniał o obietnicy, którą złożyli sobie w dzieciństwie razem z najlepszym przyjacielem. W efekcie Rory i Amber przez wiele lat żyli jako zgodna para a Channing cieszył się ich szczęściem, pomimo żalu, który gdzieś tlił się na dnie jego serca i trzymał go na dystans od przyjaciół. Pewnego dnia jednak Rory bez większych wyjaśnień porzuca Amber, łamiąc jej serce, rujnując jej zaufanie do wszystkich mężczyzn oraz sprawiając, że młoda kobieta zaczyna wątpić w siebie. W tym momencie w jej życiu ponownie pojawia się Channing. Mężczyzna prosi ją o przysługę. Z przyczyn zawodowych potrzebuje pokoju na jakiś czas i wie, że Amber dysponuje lokum do wynajęcia. Amber przyjmuje go pod swój dach, nie mając pojęcia nie tylko, że Chan żywił niegdyś do niej uczucia przekraczające przyjaźń, ale również, że na jego widok jej serce zabije nieco mocniej. Problem w tym, że ostatnią rzeczą, której chciałaby w tym momencie Amber to fascynacja jej przyjacielem. Za namową przyjaciółki, postanawia odbudować swoje poczucie wartości jako kobiety, a jednocześnie oderwać myśli od wyjątkowo przystojnego współlokatora i kontaktuje się z tajemniczą, ekskluzywną agencją towarzyską. Nim jednak udaje jej się spotkać z wybranym przez nią gentlemanem numer 9, Channing nieoczekiwanie dowiaduje się o jej planowanej przygodzie seksualnej. Chcąc uchronić Amber przed samą sobą, mężczyzna podszywa się pod wybranego przez nią gentlemana i rozpoczyna z nią e-korespondencję. Tylko co będzie, gdy jego tymczasowa współlokatorka odkryje to, co zrobił?

    Jeśli chodzi o kwestie techniczne, książki od Penelope zawsze są bez zarzutu. Nie znam tłumaczenia na język polski, gdyż czytałam tę powieść po angielsku, ale wcześniejsze pozycje, które czytałam w rodzimym języku, zawsze były dobre, więc sądzę, że i tu polski wydawca dał z siebie wszystko ;). Akcja jest spokojna, ale się rozkręca, nie ma zbyt wiele nadmiernej dramy, choć z moich ulubionych pisarek to właśnie Penelope Ward jest tą pisarką, u której znajduję nieco zbyt wiele niepotrzebnych dramatów. Bohaterowie są świetnie skrojeni i ogólnie pomysł na fabułę interesujący. Bałam się tutaj, że autorka trochę za bardzo skupi się na wątku fałszywego pana do towarzystwa, ale na szczęście okazało się, że to nie jest kluczowa sprawa. Dylematy, które pojawiają się w dalszej części powieści są naprawdę w porządku, naturalne i bardzo ludzkie. Historia wyważona, ciekawa i przyjemna w odbiorze.

    Powieść polecam. Ma wszystkie cechy dobrego romansu i do tego jest całkiem oryginalna w konstrukcji. Nie ma tu zbyt wiele poczucia humoru, ale brak też „otchłani rozpaczy” jak mawiała Ania z Zielonego Wzgórza ;). Książka idealna do wieczornego relaksu na jesień, zimę, wiosnę i lato.


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil



środa, 28 lutego 2024

noc


noc nie jest mi obojętna
lecz trudniej powieki utrzymać
trudniej nie walczyć z mrokiem,
gdy jeszcze wciąż trwa zima
i trudniej utrzymać ostrość
liter i cyfr widzenia
zamknąć oczy o zmroku
w czas otulić westchnienia
nie jest mi obojętna
i nadal czekam o zmroku,
by wszystkie ukoić zwątpienia
łzy ukryć w błękitnym oku
nie jest mi obojętna
więc staram się ją zatrzymać
gdy rozpościera nade mną 
swój tak łagodny klimat

Sil

wtorek, 27 lutego 2024

Dla odmiany coś o miliarderach, czyli całkiem niezły romans od Gii Hunter

 

    Ostatnimi czasy większość powieści, które pochłaniam pochodzi z „Novel” i tym razem również chciałabym napisać o anglojęzycznym romansie, dostępnym do przeczytania właśnie w tej aplikacji. Narzekałam ostatnio, że niemal każda podpowiedziana mi przez „Novel” książka jest słabsza niż poprzednia oraz, że właściwie to podpowiadają mi głównie historie o wilkołakach, ale tym razem przeczytałam zwykły romans z delikatnym wątkiem mafijno-kryminalnym. Książka może nie wywróciła mojego świata do góry nogami i nie musiałam jakoś strasznie cierpieć, czekając na kolejne rozdziały, ale w ostatecznym rozrachunku okazała się niezła, więc jestem zadowolona. Przedstawiam zatem „The Billionaire’s Bargain Bride” od Gii Hunter – około dwuletnią powieść dostępną w Internecie w różnych formach ;).

    Historia rozpoczyna się w momencie, w którym biznesmen-miliarder, były żołnierz piechoty morskiej - Cenric szykuje się do zaaranżowanego małżeństwa z młodziutką Sadie. Za to, aby Sadie została jego żoną, płaci jej ojcu 25 milionów dolarów, zaś brat dziewczyny za każdym razem przypomina siostrze, iż jest tylko kolejnym zasobem Cenrica i ma od teraz żyć, aby go zadowolić. Przez laty więziona i głodzona (aby przypadkiem nie przytyła!) Sadie czuje ulgę, że wreszcie będzie mogła się wydostać ze swojego okropnego, choć bogatego rodzinnego domu i uciec od przemocowego brata i surowego ojca. Ale z tyłu jej głowy rośnie świadomość, że może wcale nie będzie jej lepiej. Mimo wszystko ma nadzieję, a gdy w końcu widzi swojego narzeczonego na ich własnym ślubie, Cenric odbiera jej oddech. Jest pięknym mężczyzną i Sadie z nadzieją zaczyna patrzeć w przyszłość. Z każdym dniem małżeństwa, Sadie zaczyna rozumieć, że jej mąż nie skrzywdzi jej tak, jak przez lata wmawiał jej brat, ale jest jednocześnie zawiedziona, bo Cenric zdaje się trzymać ją na dystans. Jednak piękna Sadie nie jest zwyczajną kobietą. Jest ciepła, przekorna, zabawna, intrygująca i posiada coś, co mają tylko nieliczny. Ogromne, wspaniałe, czyste, kochające serce. W ten sposób Sadie dociera coraz głębiej do swojego męża a on czuje, że jeszcze bardziej musi się postarać, by ją chronić i uszczęśliwiać. Jednak chcąc dla niej jak najlepiej, trzyma w tajemnicy wiele faktów dotyczących jej rodziny i jej przeszłości. Czy więc, gdy prawda wyjdzie na jaw, Sadie o wielkim sercu znajdzie w nim miejsce na wybaczenie ukochanemu, że jej nie zaufał? Czy może intrygi i tajemnice rozdzielą ich na zawsze...

    Historia Sadie i Cenrica to coś więcej niż romans. To również opowieść o przyjaźni, lojalności, wybaczeniu. O tym, że nawet w złych ludziach można dostrzec dobro. To również opowieść o tym, jak można znaleźć miłość w niecodziennych okolicznościach. O tym, że nie trzeba być związanym krwią, aby kogoś nazywać bratem, ale również o tym, jak łatwo można zawieść zaufanie i jak trudno jest je odbudować.

    Książka posiada wiele zalet. Romans między bohaterami rozwija się w prawidłowym, naturalnym tempie. Bohaterowie są interesujący – tak pierwszo, jak i drugoplanowi. Gia pisze dobrze, ale! Dość chaotycznie. Na szczęście chaos powoli jest porządkowany i w ostatecznym rozrachunku czytelnik rozumie, dlaczego musiało się dziać tak a nie inaczej. Jednak kilka niedociągnięć technicznych i wizualnych w „Novel” sprawia, że czasami można się zdziwić, że właśnie rozpoczął się zupełnie inny wątek i to trochę psuje odbiór powieści.

    To, co nie za bardzo podobało mi się w historii Sadie, to jej relacja z bratem. Uważam, że wątek był poprowadzony trochę nielogicznie. Natomiast podobał mi się wątek matki dziewczyny, bo ciekawie podkręcił fabułę, ale choć naprawdę mógł, nie ociekał nadmierną dramą.

    Powieść polecam, jeśli ktoś lubi fajne, lekko pogmatwane historie z delikatnym wątkiem kryminalnym. Nie ma tutaj fajerwerków, ale też niczego, co mogłoby porządnie zirytować. Książka była miłą odmianą po zbyt ciężkich historiach od Jerilee Kaye, które uwielbiam, ale które wciągają mnie na emocjonalny rollercoaster oraz po kilku kiepskich, bezsensownych historiach o wilkołakach, które podpowiedziało mi „Novel”.


Ściskam i pozdrawiam

Sil



Prt Sc by Sil



poniedziałek, 26 lutego 2024

Falling for the Bad Boys, czyli o tym, jak Galatea zdecydowała za mnie…

 

    Czasem zaglądam jeszcze do Galatei, bo choć aplikacja do mnie nie przemówiła (pisałam o tym jakiś czas temu), nie odinstalowałam jej. Nie zajmuje wiele miejsca w telefonie, więc zostawiłam sobie ją z nadzieją, że może raz na jakiś czas pojawi się tam coś, co mnie zainteresuje. Tak się złożyło, że zajrzałam do niej wczoraj wieczorem i aplikacja podpowiedziała mi do czytania powieść „Falling for the Bad Boys” (w wolnym tłumaczeniu „Zakochując się w złych chłopcach”, póki co tej książki nie ma w wersji polskiej aplikacji) od Lisy Rhead. Sam opis nie był ani dobry, ani zły, choć ostrzeżenia o przemocy mogły mi dać do myślenia, ale postanowiłam dać książce szansę. Zaczęłam czytać i qrcze… Od samego początku miałam dylemat. Książka była wyraźnie umiejscowiona na styku dwóch światów – świata zwykłych ludzi, próbujących związać koniec z końcem i światka przestępczego. Już jeden z pierwszych rozdziałów, w których czytałam o głównych bohaterach (jest ich dwóch…) sprawił, że zawahałam się, czy jest to na pewno książka warta mojego czasu, ale styl autorki był na tyle uzależniający, że może krzywiąc się nieco, ale ruszyłam dalej. Było sporo przemocy, trochę niedopowiedzeń, trochę tajemniczej aury. Przebrnęłam przez szósty rozdział i… Galatea zdecydowała za mnie, że tej książki nie będę czytać. Otóż od rozdziału 7 aż do końca można czytać powieść jedynie, jeśli wykupi się roczną subskrypcję. Nie ma tu ani opcji z czekaniem 6 (lub więcej) godzin, ani nawet możliwości zakupu rozdziałów. Nie powiem, że jestem zawiedziona, bo od początku miałam wątpliwości, co do niniejszej powieści, ale jestem jednak trochę wkurzona. Rozumiem, naprawdę rozumiem opowieści ekstra dla subskrybentów, ale dlaczego nie zezwolić na zakup (przecież to też pieniądze) po prostu konkretnej pozycji. To, że nie chcę podpisać „lojalki” na rok, nie oznacza, że nie zapłaciłabym parę złotych za tę, czy inną powieść. Jest to kolejny powód, dla którego nie polecam Galatei. Uważam, że takie działania są nielogiczne. Że książka nie jest dostępna w wersji darmowej? Mogę zrozumieć. Że nie można jej przeczytać nawet płacąc, jeśli nie wykupi się subskrypcji na rok? Tego już nie mogę zrozumieć.


    Jeśli znajdę tę powieść gdzieś indziej, obawiam się, że mogę zechcieć do niej wrócić. ;) Wówczas podejdę do recenzji jeszcze raz. Ale to nie dziś, ani nie jutro, bo już czekają w kolejce inne książki, które właśnie doczytuję do końca. :)


Ściskam i pozdrawiam

Sil


Prt Sc by Sil


niedziela, 25 lutego 2024

Kilka ciekawostek o read2sleep.pl


    Moi Drodzy Czytelnicy!


    Zanim podzielę się z Wami swoją opinią o kolejnych książkach, chciałam napisać kilka słów o moim blogu oraz ogólnie o mojej przygodzie z blogowaniem. Wiecie już z innych postów, iż zaczęłam tę przygodę kilkanaście lat temu a następnie miałam wieloletnią przerwę spowodowaną czymś tak prozaicznym jak... życie ;). Gdy zakładałam pierwszego bloga nie sądziłam, że dożyję czasów, gdy ta sfera Internetu będzie bliska wymarciu i było dla mnie szokiem, że wystarczyło kilka lat, aby tak się stało. Oczywiście to nie powstrzymało mnie przed powrotem...

    Pierwszym blogiem założonym przeze mnie po niemal dziesięcioletniej przerwie był RiF. Romans i fantastyka. Nie był to blog o książkach innych autorów, ale strona z moimi własnymi pracami, głównie fan fiction. Niestety znów dopadło mnie to całe ŻYCIE i nie miałam czasu na prowadzenie strony. Zamknęłam blog i przez kilka miesięcy znowu nie było mnie w Internecie. Dopiero później pojawił się pomysł na read2sleep.pl. Na blog, na którym mogłam dzielić się z Czytelnikami swoją opinią o książkach. 

    Ciekawostka nr 1. Inspiracją do założenia przeze mnie bloga z recenzjami książek była platforma Chapters. A dokładnie fakt, że moje komentarze na temat adaptacji powieści w tej aplikacji były całkiem popularne (wg moich standardów). Ponieważ jednak komentarze dawały mi ograniczone pole do wypowiedzi a do tego pojawił się też drobny hejt, ograniczyłam komentowanie do sporadycznych wypowiedzi a zamiast tego skupiłam się na recenzjach e-booków na moim własnym blogu.

    Ciekawostka nr 2. Gdy zakładałam read2sleep.pl miałam nadzieję, iż z czasem blog będzie nie tylko miejscem, w którym dzielę się refleksjami o książkach innych autorów, ale również takim, w którym publikuję równie dużo własnych pracy i nie mam na myśli tylko moich wierszy. Niestety ograniczony czas, ale również problem z techniczną stroną publikacji moich opowiadań sprawiły, że właściwie nie wiem dalej, jak ugryźć mój drogi cel, czyli dzielenie się moimi opowiadaniami.

    Ciekawostka nr 3. Blog read2sleep.pl to mój pierwszy blog, w którym zdecydowałam się kupić domenę i nie korzystać z darmowej, z adresem platformy blogowej. 

    Ciekawostka nr 4. Z założenia na blogu read2sleep.pl miały znajdować się recenzje tylko i wyłącznie książek, które mi się bardzo podobały. Jednak okazało się, że z czasem trafiałam na coraz mniej naprawdę dobrych powieści i, gdybym ograniczała się jedynie do książek, które w moim odczuciu są bez zarzutu, nie miałabym o czym pisać...

    Ciekawostka nr 5. Prowadzenie niniejszego bloga zachęciło mnie do czytania książek w języku angielskim. Zauważyłam, iż jest ogromna ilość świetnych powieści, które można nabyć czy też bezpłatnie czytać w Internecie, np. w dedykowanych aplikacjach, ale często są one dostępne wyłącznie w języku angielskim. Zauważyłam również, że mój język angielski rozwija się naturalnie, gdy czytam książki w oryginale. Polecam tę metodę nauki-rozwoju, bo jest naprawdę przyjemna i skuteczna.

    Ciekawostka nr 6. Pierwszą książką, którą bardzo chciałam przeczytać, pomimo że nie jest przetłumaczona na język polski było "Once Perfect" od Cecy Robson. Książka mnie nie zawiodła i udowodniła mi, że mój angielski nie jest aż tak zły, jak myślałam ;). Recenzja powieści jest jedną z pierwszych, które umieściłam na read2sleep.pl. Pierwszą pełnowymiarową książką po angielsku, którą przeczytałam i zrecenzowałam było jednak "Crave" Tracy Wolf.

    Na dzisiaj tyle, Kochani. Dziękuję nowym Czytelnikom, którzy pojawiają się ostatnio na moim blogu i zapraszam na następne posty. W tym roku na read2sleep.pl powinno być co czytać ;)


Ściskam i pozdrawiam

Sil



piątek, 23 lutego 2024

cisza nocna

o północy było cicho
lecz niebo płakało 
pośrodku sklepienia 
z chmury się ulało
księżycowe blaski
i wszystkie cienie
są jak moce nieczyste
jak mroczne wspomnienie
zapomniały oczy, czego nie widziały
zapomniały dłonie, czego nie kochały
nie w dotyku, nie w dźwięku
to wszystko, co ważne
zapomniały dobre dusze
że były odważne
na obliczu łza, ale oko suche
co się zmienia w świecie
że wołania głuche
odbijają się echem od ściany do ściany
a jednak ich dźwięk nie został rozpoznany
cisza nocna nad miastem
blask latarni smuci
zapomniały wszystkie drogi,
gdzie je los porzucił
dokąd miały dążyć na błotnistej ziemi
zapomniało światło nie niknąć wśród cieni

 

Sil


czwartek, 22 lutego 2024

„His Blonde Little Secret”, czyli wreszcie jakaś odmiana!

    Powieść „His Blonde Little Secret” od Sakiny Hussain ma już kilka lat. Widzę datę pierwszego wydania oznaczoną jako rok 2020, ale czasami okazuje się, że książka powstała jeszcze wcześniej niż napisano w internecie. W każdym razie jest to pozycja nadal młoda tak jak bohaterowie, o których opowiada ;). Książkę zaliczyłabym raczej do historii o „młodych dorosłych” niż powieści o nastolatkach, ale tylko dlatego, że jest po prostu stosunkowo dojrzała.

    Historia zaczyna się w momencie, gdy siedemnastoletnia Bella, która ma problem z socjalizacją, nagle po kilku latach bycia niemal niewidzialną dla swoich rówieśników ze szkoły, przez niefortunny przypadek staje się ofiarą bullyingu najpopularniejszej dziewczyny ze szkoły. Bella nie może zrozumieć, dlaczego tak nagle jej koleżanki i koledzy zaczęli ją dostrzegać tylko po to, aby uczynić z jej życia piekło i powiem wam szczerze, Drodzy Czytelniczy, iż dla mnie osobiście również zjawisko bullyingu od zawsze było zagadką. Nigdy nie mogłam zrozumieć, jak ludzie mogą czerpać radość ze znęcania się, nawet tego słownego, nad słabszymi, bardziej nieśmiałymi, mniej atrakcyjnymi lub po prostu innymi niż oni sami. Na szczęście Bella odnajduje kogoś, kto nie dba o opinie innych nawet, jeśli sam jest zaliczany raczej do tych pięknych i popularnych. Pojawia się Brody, którego piękna, nieśmiała Bella fascynuje. Chłopak szybko odkrywa, iż pod maską nieśmiałej, nieporadnej dziewczyny kryje się zabawna i słodka młoda kobieta, która nieoczekiwanie zdobywa jego serce. Nim jednak ich związek ma prawdziwą szansę na rozkwit, życie Brodego wywraca się do góry nogami. Pytanie, czy on i Bella będą w stanie przezwyciężyć to, co złe i, czy piękna Bella będzie w stanie wybaczyć mu jego błędy? Przekonajcie się sami :).

    Książkę „His Blonde Little Secret” można przeczytać w kilku wersjach. Można, podobnie jak ja, poznać powieść w aplikacji „Novel”, ale można również kupić e-book. Jest to pozycja anglojęzyczna, ale napisana prostym i przystępnym językiem. Możliwe też, iż da się przeczytać ją online z automatycznym tłumaczeniem.

    Jeśli chodzi o stronę techniczną, książka jest bardzo dobrze napisana. Miejscami nawet zbyt dobrze i wywoływała we mnie zbyt silne emocje. Akcja jest spójna i w miarę logiczna, bohaterowie są wiarygodnie przedstawieni, postaci drugoplanowe również są interesujące. Dlaczego w miarę logiczna a nie po prostu logiczna? Są fragmenty, którym brakowało tła i kilka krótkich wątków wydawało się mało przekonujących. Dodam też, że początek książki był napisany znacznie lepiej niż jej druga połowa, co stanowi dla mnie zaskoczenie, gdyż zwykle miałam odwrotne wrażenia. Autorka lepiej poradziła obie z opisem emocji głównej bohaterki niż z przedstawieniem cierpienia głównego bohatera. Książka też, choć bardzo emocjonalna, w pierwszej połowie jest znacznie ciekawsza. W drugiej części ponadto zaczynają się dziać rzeczy opatrzone nadmiarem dramy, co trochę mnie zawiodło. Zakończenie jest w porządku, ale mnie nie porwało i bardzo brakowało mi epilogu.

    Muszę też przyznać, że rozwój fabuły nieco mnie zaskoczył, ale nie dokładnie tak, jak bym sobie tego życzyła. Zwykle, gdy zaczynam powieść, wizualizuję sobie rozwój dalszych wydarzeń i z reguły dokładnie potrafię przewidzieć, co autor mi zafunduje. Tym razem wyobraziłam sobie kilka opcji, ale ta, którą odrzuciłam, gdyż uznałam, iż jest zbyt prosta, właśnie została wybrana przez autorkę. W każdym razie i tak plus, że nie wydarzyło się dokładnie to, co myślałam, że się wydarzy.

    Książkę polecam, trochę jako ciekawostkę. Uważam, że po lekturę powinny sięgnąć starsze nastolatki, ale również ich rodzice, żeby przekonać się, jak łatwo czasem zniszczyć życie młodej dziewczyny/młodego chłopaka czy nawet dziecka. Jak łatwo można kogoś złamać.


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil



środa, 21 lutego 2024

Unless...


unless you hear me just when I need it
don't bother talking about loving me
that's not what I want to hear

unless I'm sleepless and you hear me cry
don't bother coming here
this is not what will be pleasing me

just when you think I need you too
I'd rather not be so close to you
I'm not falling, I'm not falling

just when you thought that I like you much
I prefer not to be close to your touch
I'm not falling, I'm not falling

so, unless I'm calling you and ask to coming
just remember I'll be alright without following
i'm not falling, not falling

I'm not falling

Sil


wtorek, 20 lutego 2024

True Luna – było ok, ale na razie przerwa…


    Jakiś czas temu pisałam, iż zaczęłam czytać serię książek od Tessy Lilly „True Luna”. Nie zaczęłam z wyboru, ale dlatego, że ta pozycja załadowała mi się do czytania automatycznie, gdy tylko ściągnęłam aplikację „Novel”. Początkowo nie byłam zachwycona, gdyż nie przepadałam za historiami o wilkołakach, ale powoli ta gałązka z drzewa fantasy zaczęła do mnie przemawiać. Dałam szansę „Lunie” i było całkiem nieźle, ale ostatnio odczuwam przesyt historiami o wilkach, więc kończę lekturę na części drugiej (uwaga! Części trzeciej w drukowanych książkach) i może wrócę do serii za czas jakiś ;).

    O czym jest seria „True Luna” wiecie już z mojego poprzedniego posta na temat serii. Przypomnę, iż jest to historia Emmy, która okazała się wyjątkowym, legendarnym białym wilkiem, obdarzonym niezwykłą mocą magiczną oraz jej partnera Logana, który początkowo odrzucił ją, ale szybko zrozumiał swój błąd i zrobił wszystko, aby wynagrodzić ukochanej spowodowane przez siebie cierpienia. W części drugiej (lub trzeciej, zależy od wydania) dowiadujemy się, iż jeszcze nie nastąpił happy end dla pary głównych bohaterów i na ich własne „żyli długo i szczęśliwie” będą musieli zaczekać. I powiem szczerze, że wątek komplikacji w raju napisany przez Tessę przypadł mi do gustu. Autorka z całą pewnością ma talent, ale...

    Ale historia w dalszej części wciąż jest przegadana. Lilly niepotrzebnie rozwleka akcję, sztucznie ją wydłużając. Może jest to odrobinę mniej irytujące niż w pierwszym (czy też pierwszym i drugim) tomie, ale jednak. Wiele scen mogłoby być napisane zwięźlej, by czytelnik nie nudził się czekając na właściwy rozwój akcji. Czasem rozwlekanie fabuły jest uzasadnione budowaniem napięcia, ale czasem niestety nie. Były fragmenty, gdzie miałam wrażenie, że jest to po prostu „wyrabianie wierszówki”, a to zawsze niezwykle mnie denerwuje.

    Mimo wszystko polecam „True Lunę”, a przynajmniej dwie pierwsze części z „Novel” lub trzy pierwsze tomy z wersji tradycyjnej. Język nie jest skomplikowany, więc dobrze się czyta nawet po angielsku. Pomysł na fabułę i bohaterów jest dobry. Miłość jest płomienna. Problemy są „prawdziwe”, oczywiście jak na książkę fantasy ;). Rozwój wydarzeń jest logiczny. Ogólny odbiór powieści pozytywny. Jest to jedna z lepszych pozycji o wilkach i wilkołakach wśród tych, które zdążyłam poznać.


Ściskam i pozdrawiam

Sil



fot. Sil


poniedziałek, 19 lutego 2024

Proste? Proste


Mówią, że cierpliwość każdego człowieka ma swoje granice. Nieprawda! Moja cierpliwość nie ma granic, ponieważ w ogóle jej nie posiadam 🙃

Sil

fot. Sil

„Royal Alpha Jaxon”, czyli powoli zaczynam mieć dość tak wilkołaków, jak i aplikacji „Novel”



    Sophie Hoyle, czyli autorka „Royal Alpha Jaxon” z aplikacji „Novel” nie będzie moją ulubioną autorką. Zanim jednak przejdę do wyjaśnienia, dlaczego, podam małą ciekawostkę. Gdy szukałam w internecie opinii na temat powieści (jeśli tak można nazwać ten twór), znalazłam utwór z tym samym tytułem oraz opisem „na okładce”, ale pod innym nazwiskiem autora - Midika Crane. Jestem więc ciekawa, czy czytałam więc przez ostatnie dni po prostu fan fiction i stąd tak bardzo pourywana fabuła książki, czy może po prostu Midika z jakiegoś powodu zmieniła pseudonim/nazwisko specjalnie dla „Novel”. Normalnie powiedziałabym, że przeczytam wersję z nazwiskiem Midiki, aby się przekonać, ale powieść tak mnie zirytowała, że chyba jednak na razie odpuszczę.

    Początkowo wszystko zapowiadało się nawet ciekawie. Sophie ma dość ciekawy styl i wyglądało na to, że co prawda będzie to znów coś o wilkołakach, ale jednocześnie coś zupełnie innego. Juliette – główna bohaterka – wydawała mi się naprawdę interesującą młodą damą, zaś główny bohater król Jaxon, też był niczego sobie. Im jednak bardziej zagłębiałam się w fabułę, zamiast coraz więcej, rozumiałam coraz mniej. Jeśli miałabym jednym słowem opisać tę książkę, użyłabym określenia CHAOS!

    Juliette z każdym kolejnym rozdziałem zamiast zyskiwać, traciła w moich oczach. Była niezorganizowana, sama nie wiedziała czego chce. Podobał jej się niemal każdy alfa w zasięgu wzroku. Gdy zaczyna się powieść, bohaterka trafia na trzydziestodniowe szkolenie dla dzikich wilkołaków, aby dostać się do legalnej watahy i od samego początku zachowuje się tam dziwnie. Mimo to okazuje się, że niemal każdy mężczyzna, włącznie z królem Jaxonem, wyraża zainteresowanie nią. Wg autorki w Juliette jest to coś. Tylko że „tym czymś” okazuje się być ogólne zakręcenie i niezdecydowanie oraz szereg porażek.

    Jeśli miałabym pisać o plusach opowieści to jest ich kilka. Autorka wymyśla (lub skądś zapożycza, nie jestem pewna) kilka gatunków wilkołaków, co jest dość ciekawe. Akcja jest wartka, ale niespójna i często niezrozumiała. Wydarzenia są jakby oderwanymi wątkami. Pojawiają się morderstwa, manipulacje, tajemnicze postaci. Zakończenie jest zaskakujące, ale w moim odczuciu nieodpowiednie dla romansu. Historia głównych bohaterów póki co jest tragiczna i nie wiem, czy zmienia się to w jakichś dalszych częściach książki. „Royal” wygląda na sam początek serii i w moich poszukiwaniach internetowych odkryłam, że prawdopodobnie nim właśnie jest, ale w „Novel” nie widzę e-booków oznaczonych jako kontynuacja. Historia jest więc nie tylko niezrozumiała, ale również jakby niedokończona. Szkoda.

    Nie polecam tej pozycji w „Novel”, bo czytając „Royal Alpha Jaxon” można nabawić się bólu głowy. Angielski jest tu co prawda prosty, ale wcale nie powoduje to lepszego rozumienia tekstu. Przy takim chaosie obawiam się, że nie zrozumiałabym więcej nawet, gdyby książka była napisana w moim ojczystym języku.

    Co ciekawe, „Royal Alpha Jaxon” nie ma aż tak złych opinii. Ale zaznaczę, że te opinie dotyczą książki z nazwiskiem Midika Crane a nie Sophie Hoyle. Jest to dla mnie pewna zagadka, więc może za jakiś czas przełamię się i spróbuję przeczytać opowieść z innym nazwiskiem autora, aby sprawdzić, o co tu chodzi.

    A teraz kilka słów, dlaczego mam dość aplikacji „Novel”. Każda kolejna historia, którą „Novel” mi proponuje, jest słabsza od poprzedniej. Nie wróciła żadna z opcji dodatkowego zdobywania punktów. Samych powieści też jest niewiele. Gdyby nie to, że „Novel” umożliwiła mi bezproblemowe czytanie książek Jerilee Kaye, dawno bym z niej zrezygnowała.



Ściskam i pozdrawiam

Sil


Prt Sc by Sil



sobota, 17 lutego 2024

„Mated to the Wolf King” – gdyby to była opowieść fanowska - może być, jeśli jednak ma to być profesjonalnie napisaną powieścią? Jestem na nie...

 

    J.K. Bartolome to autorka znana mi już z „Novel”. Jej powieść „The Rejected Mate” (recenzja kilka postów wcześniej) była jedną z pierwszych, które ukończyłam w aplikacji i trochę przypadkowo sięgnęłam po kolejną. Gdy jednak czytałam „Mated to the Wolf King” przyszło mi do głowy, że to chyba będzie póki co ostatnia książka autorki, po którą sięgnę. Gdybym czytała blog jakiejś nastolatki i znalazłabym tam „Meted to the Wolf King”, pewnie podeszłabym do lektury entuzjastycznie. Gdy jednak widzę coś z tyloma niedociągnięciami w aplikacji, która ma dać autorem zarobek, to już spodziewam się mniejszej ilości błędów, mniej nieprofesjonalnych notatek od autora, spójniejszej fabuły i ciekawszych bohaterów. Właściwie, choć może i pomysły są dobre, jak na razie w aplikacji „Novel” jedyne, co naprawdę mnie zachwyciło to powieści Jerilee Kaye. Każda inna książka od każdego innego autora to niestety zlepek błędów, jakby przypadkowych wątków i traktowanego po macoszemu rozwoju fabuły. Szkoda.

    W kwestii formalnej, anglojęzyczne opowiadanie filipińskiej autorki J.K. Bartolome „Meted to the Wolf King” to opowieść o Kath, wilczycy, która po śmierci matki była bardzo źle traktowana przez ojca – bita, więziona, obrażana, nienawidzona. Ojciec obwiniał córkę za śmierć swojej partnerki i praktycznie znęcał się nad swoim dzieckiem. Kath była jednak silną i upartą młodą kobietą, która mogła to znieść. Od początku było widać, że kocha ojca i bardziej wini za swoją sytuację siebie niż jego. Mimo wszystko pewnego dnia ma dość i postanawia zakończyć swoje cierpienie uciekając z domu. Staje się dzikuską, ale ma szansę przyłączyć się do innej watahy. Robi wszystko, by zasłużyć sobie na spokojne i dobre życie. Z entuzjazmem czeka też na spotkanie swojego przeznaczonego partnera.

    Głównym bohaterem męskim opowiadania (jakoś określenie „powieść” do tego utworu mi nie pasuje) jest Zeus, król wilkołaków. Nie dba on o coś takiego, jak „przeznaczeni partnerzy” i zamierza wybrać sobie królową inną drogą niż szukając przeznaczonej partnerki. Gdy jednak dowiaduje się o tym jego matka, stanowczo sprzeciwia się woli syna i używając matczynego autorytetu żąda, aby Zeus odszukał kobietę stworzoną dla niego przez Księżycową Boginię. Zeus początkowo nie chce się zgodzić, ale ostatecznie ulega matce. Ma jednak warunek, aby jego przeznaczona partnerka udowodniła swoją wartość i siłę, zanim uczyni z niej swoją królową.

    Podobnie, jak w przypadku „The Rejected Mate”, książka „Mated to the Wolf King” miała w sobie potencjał. Pomysł był ciekawy, tak na akcję, jak i na bohaterów. Wątki poboczne też mogłyby być świetne. Niestety, autorka tego potencjału nie wykorzystała. Miałam wrażenie, że J.B. spieszyło się do ukończenia swojej pracy. Pisała dość skrótowo, bez dbałości o szczegóły. Niby akcja była ciągła, ale niespójna. Równie dobrze można byłoby opowiadanie napisać w kilku punktach. Nie za dobrze była też ukazana przemiana ojca głównej bohaterki i nielogiczne podejście samej MC do tego wątku. Uciekła z domu, bo miała dość cierpienia, które zafundował jej rodziciel, ale gdy go tylko znów zobaczyła, zachowywała się, jakby nigdy nic. Nie było też rozwoju uczucia między głównymi bohaterami. Po protu nic między nimi nie było i nagle pstryk i są w sobie szaleńczo zakochani. Opisy walk, pojedynków itp. bardzo słabe. Postaci negatywne również słabe. Wątek rodziców Zeusa też napisany po macoszemu. Innymi słowy, można tutaj pochwalić jedynie ogólną koncepcję, ale wykonania niestety już nie.

    Książki nie polecam, bo byłabym wówczas nieuczciwa wobec innych autorów. Zbyt wiele niedociągnięć, abym mogła zarekomendować to opowiadanie. Miłośnicy historii o wilkach i wilkołakach mogą oczywiście zajrzeć do „Novel” i sami sprawdzić, co sądzą na temat „Mated to the Wolf King”, ale ja jestem na nie. Mimo to, ponieważ uważam, że autorka ma ciekawe pomysły, za jakiś czas poszukam, czy są dostępne nowe prace i sprawdzę, co dalej z historiami pisarki. Może styl J.K. Bartolome w końcu dorówna wyobraźni.


Ściskam i pozdrawiam

Sil


Prt Sc by Sil



piątek, 16 lutego 2024

Ślad

na białym ślady okryte mrokiem
przestało być jasne, co jest nieważne
oczy przyzwyczają się patrzyć pustym wzrokiem
czy wszyscy i wszystko musi być rozważne?

jesli jest coś takiego, co wyraża ciebie
nieistotne, jak bardzo inni nienawidzą
żyjesz, bo każdy ma szansę dla siebie
na życie po swojemu,
choć dłonie się wstydzą

zapomniałam, ale czas za mnie pamięta
odrzuciłam, lecz świat przywraca skrawki skromnie
ani jestem złem, ani jestem święta
czy ktoś zauważy, że coś zostało po mnie?

Sil

fot. Sil

czwartek, 15 lutego 2024

„W pogoni za księżniczką”, czyli ostatnia powieść od Jerilee Kaye

 

    Wydana w 2021 roku (chyba ;)) anglojęzyczna książka „Chasing Princess Charming” autorstwa Jerilee Kaye jest dostępna do przeczytania w aplikacji „Novel”, podobnie jak inne powieści autorki, jednak powiem szczerze, że była jedyną powieścią Jerilee, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Byłam naprawdę zdziwiona, że Kaye napisała coś takiego i jeszcze bardziej, gdy zaczęłam czytać i historia zupełnie mi się nie spodobała. Ale spokojnie! „Chasing” jest jedną z tych powieści, która z rozwojem fabuły zyskuje na jakości a nawet zaciera wcześniejsze poczucie niezadowolenia z lektury.

    Ken to młoda, nieco ekscentryczna chłopczyca, którą wszyscy, łącznie z jej ojcem, uważają za homoseksualistkę. Nic dziwnego. Ken nie tylko stroni od mężczyzn, ubiera się jak chłopak i podobnie też zachowuje, ale jeszcze jest nieodłączną towarzyszką i obrończynią swojej najlepszej przyjaciółki Jen. Ponadto Ken została wychowana przez parę homoseksualistek. Jej mama rzuciła jej ojca dla kobiety i dopiero po rozstaniu odkryła, że jest w ciąży. Ojciec nie może wybaczyć Ken, że tak bardzo przypomina kobietę, dla której odeszła od niego miłość jego życia. Nienawiść do partnerki byłej żony przelewa na swoją jedyną córkę i to ona zbiera cięgi za rozpad małżeństwa swoich rodziców. Jednak ojciec dziewczyny nie zdaje sobie sprawy, że to właśnie swoim zachowaniem sprawił, iż Ken tak bardzo nie ufa wszystkim mężczyznom na całym świecie. Dlatego, gdy na jej drodze staje Nick, do którego wzdycha każda dziewczyna w mieście, Ken jest pewna, że i jemu nie można ufać. Nick staje się jej wrogiem numer jeden zwłaszcza, gdy Ken odkrywa, iż jej najlepsza przyjaciółka zakochała się w nim po uszy.

    Historia Ken i Nicka to opowieść o walce ze stereotypowym myślenie, o budowaniu zaufania, ale również o tym, jak łatwo takie zaufanie zburzyć. To piękna historia miłosna i dobry romans. Mam jednak kilka „ale”.

    Powieść, która co do zasady ma prawdopodobnie walczyć z nietolerancją i dyskryminacją, trochę wydaje się działać przeciwko nim. Np. autorka pokazuje, iż faktycznie wychowanie dziewczyny przez dwie kobiety ukształtowało ją na kogoś innego niż kim byłaby, gdyby została wychowana w tradycyjnej rodzinie. Rozumiem więc, że Jerilee miała dobre intencje, ale niechcący przyczyniła się do stereotypowego myślenia zamiast z nim walczyć. Oczywiście zakładam, że chciała z nim walczyć, ale może się mylę. Tylko wtedy Jerilee Kaye miałaby u mnie sporego minusa... ;). Ken w treści książki zmienia się z zadziornej chłopczycy, którą stała się na wzór partnerki swojej matki, w bardziej dziewczęcą wersję siebie. Mnie to nie przeszkadza, ale obawiam się, że może być źle zrozumiane.

    Drugi minus to fakt, że bohaterka w pierwszej połowie powieści niezmiernie mnie irytowała. Prawdopodobnie była przerysowana celowo, jednak mnie wydawało się, że była po prostu zbyt grubo ciosana. Irytował mnie też motyw najlepszej przyjaciółki. Właściwie przyjaźń ta była jednostronna i było to widać od początku fabuły, więc dziwne, że ktoś tak inteligentny jak Ken nie zauważył tego faktu. Gryzło mi się to strasznie z charakterem głównej postaci.

    Natomiast główna postać męska bardzo mi odpowiadała. Może Jerilee Kaye lepsza jest w kreowaniu postaci męskich, bo zauważyłam, że czytając jej powieści to zwykle do głównych bohaterek mam jakieś uwagi. Postaci męskie z książek Kaye zawsze mi pasują i mam nadzieję, że tak już zostanie.

    Książkę polecam, pomimo uwag. Jest ciekawa, trzymająca w napięciu i pełna zaskakujących wątków, choć ogólnie nie odbiega od schematu powieści romantycznych. Początek nieco irytujący, ale im dalej w las, tym piękniejsze drzewa.


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil



środa, 14 lutego 2024

siła


zaczekaj, nim poruszysz skrzydłami

jest coś takiego w spojrzeniu

co krąży między ciałami

nadając sens istnieniu

zaczekaj, nim ruszysz dalej

przemyśl, czy poddać tę bitwę

jest coś takiego w miłości

co daje lub odbiera siłę

nie patrz w twarz obojętnie

nie wołaj, gdy nie masz pewności

możesz złagodzić cierpienie

lecz nie zatrzymasz miłości


Sil

fot. Sil



wtorek, 13 lutego 2024

Oklepany motyw w nowym, ciekawszym wydaniu, czyli „Brother after dark” od Jerilee Kaye

 

    Zanim napiszę kilka słów o kolejnej, przedostatniej znanej mi książce od Jerilee Kaye, chciałabym przypomnieć o jednej ważnej różnicy w słownictwie anglo i polskojęzycznym. Przyrodni brat w Polsce to brat, który może mieć jednego wspólnego rodzica lub może nie mieć ani jednego wspólnego rodzica. W słownictwie anglojęzycznym przyrodni (step) oznacza, że nie ma żadnego połączenia krwi. Jeśli jest jeden wspólny rodzic to wtedy rodzeństwo nie jest już przyrodnie, ale jest określane jako half (pół). Dlatego motyw, który w literaturze anglojęzycznej jest dość powszechny, czyli romans między przyrodnim rodzeństwem, w Polsce wzbudza czasem konsternację. Nie ma tu jednak nic aż tak skrajnie niemoralnego, jak niektórzy czasem myślą, gdy widzą określenie „step”. To tylko kwestia różnicy w znaczeniu słów.

    „Brother after dark” to książka, którą można znaleźć z różnymi datami wydania – 2021 oraz 2023. Jest to więc wciąż stosunkowo świeża pozycja i, o ile nic się nie zmieniło, odkąd ostatnio sprawdzałam, jedna z najnowszych powieści Jerilee Kaye. Od razu powiem jednak, że choć powieść była naprawdę świetna, nie znalazła się na moim podium. A dlaczego tak się stało? Zaraz wyjaśnię.

    Blaire jest wspaniałą młoda kobietą, która choć pochodzi z bogatego domu, nie miała łatwego życia. Od najmłodszych lat spotykała się z nienawiścią zamiast z miłością, a tę nienawiść przelewali na nią jej właśni rodzice. Jedyną radością jej dzieciństwa był jej przyrodni brat, adoptowany przez jej rodziców niedługo przed jej narodzinami. Blaire nigdy nie rozumiała, dlaczego rodzice tak jej nienawidzili i woleli od niej adoptowanego syna, ale nie była zazdrosna. Jej przyrodni brat był całym jej światem – jej ideałem, jej obrońcą, jej przyjacielem. Jednak po kilku latach sąd rozwiązał adopcję chłopca i oddał go do jego biologicznego ojca. W efekcie tak Blaire, jak i jej rodzice poczuli, że ich rodzina częściowo umarła. Dziewczyna straciła obrońcę i miłość. Jedyne, co jej pozostało to nadzieja, iż jej przyrodni brat któregoś razu wróci po nią tak, jak jej obiecał. Blaire czeka latami, ale nadal nikt po nią nie wraca. Jej rodzice wysyłają ją do zagranicznych szkół na całe lata i tam żyje w miarę spokojnie. W końcu jednak żądają, aby wróciła do domu i zajęła się studiami na miejscu. Będzie w ten sposób mogła pomóc w zarządzaniu rodzinną firmą. Blaire nie bardzo ma na to ochotę, ale wciąż pełna nadziei, że może i jej brat wróci w końcu do domu, godzi się z wolą swojego ojca. Nim jednak tak się dzieje, w wyniku podstępu jej najlepszych przyjaciółek, które pragną, aby Blaire raz w swoim życiu porządnie się wyszalała, postanawia przeżyć ostatni dzień swojej wolności na festiwalu muzycznym. Choć od dawna nie wierzy w mężczyzn i nie ufa im, nagle okazuje się, że spotyka tam kogoś wyjątkowego. Kogoś, kto jest tak wspaniały, jak jej brat, który był jej obrońcą i przyjacielem w dzieciństwie. Blaire przeżywa z nim wyjątkowy wieczór i czeka na więcej. Boi się jednak, że bajka się skończy, gdy na drugi dzień wróci wreszcie do rodzinnego domu. I faktycznie. Kończy się. A nawet w jednej sekundzie zmienia się w koszmar, gdy Blaire odkrywa, iż w domu czeka na nią nie kto inny tylko cudowny "książę z bajki", którego poznała na festiwalu. Zach Reed. Ktoś, kogo wiele lat wcześniej nazywała swoim bratem...

    „Brother after dark” to romans przyrodniego rodzeństwa. Książka o czymś, co w literaturze anglojęzycznej jest dość popularne. Powieść od Jerilee Kaye jest trochę taboo, trochę walką ze stereotypowym myśleniem. Technicznie świetna, bez zarzutu i z ogromną dawką emocji. Jest to książka z dobrym rozwojem bohaterów, dobrym tempem akcji, ale jest również oparta na znanym nam schemacie powieści romantycznych. Nie ma tu nic odkrywczego. To dobrze napisany romans, który świetnie się czytało. Dlaczego więc nie wdarł się na mój osobisty szczyt powieści romantycznych? Ponieważ była tu jedna dramatyczna sytuacja, jedna tragedia, która mi zupełnie nie pasowała do fabuły. Była jakby niepotrzebnym wyciskaczem łez. Nie zrozumcie mnie źle, emocje są oczywiście potrzebne, ale i bez tego wątku książka byłaby świetna, a nawet w moim odczuciu lepsza. Miałam po prostu wrażenie, że Jerilee trochę przesadziła z dramatem. Dodam, że taki sam wątek znalazł się w „Intertwined”, ale tam był on potrzebny i miał sens. Tutaj do niczego mi nie pasował i był jakby nadmiarem intensywnej przyprawy w dobrze ugotowanej potrawie.

    O ile mi wiadomo, żadna z powieści Jerilee Kaye nie została przetłumaczona na język polski. Szkoda, może doczeka się jeszcze publikacji. Może znajdziecie "Brother after dark" jeszcze w innych aplikacjach do czytania powieści i będzie tam do wyboru język polski, ale w „Novel” wciąż można czytać książki tylko w dwóch językach i żadnym z nich nie jest polski ;).

    Romans „Brother after dark” oczywiście polecam, ale nie z tak wielkim entuzjazmem jak np. „Intertwined”.


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil



poniedziałek, 12 lutego 2024

Info-post, którego nie wliczam do moich 300 planowanych na ten rok ;)

Kochani,

za mną kilka trudnych dni i jeszcze kilka przede mną. Śpieszę jednak donieść, że jeszcze dziś lub jutro będzie nowy post (jeśli tylko znajdę godzinę, bo tyle mi potrzeba, aby ukończyć recenzję następnej książki, a właściwie następnych dwóch). W tym tygodniu planuję też powrót do publikacji moich własnych opowiadań. Zrobiłabym to już wcześniej, tylko zastanawiam się wciąż, jak mam technicznie rozwiązać kwestię publikacji i nadal nie jestem pewna. Jeśli wrzucę po prostu całe opowiadanie na raz, a nawet jeśli wrzucę tylko jeden rozdział w taki sposób, jak wrzucam recenzje, będzie to zajmować zbyt wiele miejsca... Inne posty znikną wiele metrów poniżej mojej historii. Macie jakieś rozwiązanie, które możecie mi podpowiedzieć? Może powinnam dzielić rozdziały na kilka części? Jeszcze o tym pomyślę, ale jeśli nie znajdę rozwiązania, na razie odłożę na półkę pomysł o powrocie do publikacji moich opowiadań.


Tymczasem już niebawem recenzja kolejnej powieści od Jerilee Kaye. Czekajcie niecierpliwie na pewną opowieść o pewnym zakazanym romansie.


Ściskam i pozdrawiam

Sil



niedziela, 11 lutego 2024

czwartek, 8 lutego 2024

krwi pełna


gdy przez palce gęsta i czerwona gorąca krew ucieka
patrzysz na mnie świecie, jak na drugiego człowieka
czemu więc, mój świecie, gdy krwawię a nie widzisz
zgorszone odwracasz spojrzenie
dlaczego wówczas się brzydzisz?

Sil


środa, 7 lutego 2024

„Wingless and Beautiful”, czyli cierpliwość nie jest moją mocną stroną…

 

    Tak, wiem… Miałam podejść spokojnie do kolejnych pozycji od Jerille Kaye, ale oczywiście następna jej książka, za którą się zabrałam, zbyt mnie wciągnęła, abym mogła wytrzymać kilka dni dziergając po trzy rozdziały. Więc znów zapłaciłam aplikacji „Novel” kilka złotych, aby móc cieszyć się lekturą na jeden raz…

    Wydane w 2019 roku, anglojęzyczne „Wingless and Beautiful” jest naprawdę świetną pozycją o „młodych dorosłych”, ale od razu wspomnę, że nie zachwyciło mnie tak, jak „Intertwined”.

    Allison miała piękne dzieciństwo – słodkie i pełne ciepła, pomimo utraty biologicznego ojca. Jej mama szybko znalazła mężczyznę, który wspaniale wcielił się w tę rolę. Byli naprawdę szczęśliwi aż do momentu, gdy ojczym dziewczyny zachorował psychicznie. Nagle zamiast ukochanej przyrodniej córki, zobaczył w Allison demona, z którym czuł, że musi walczyć. A walczył w sposób okrutny i bolesny. Któregoś dnia postanowił rozprawić się z demonem raz na zawsze… Nim jednak zdążył dokonać ostatecznej zbrodni, wkroczyła mama Allison. Unicestwiła oprawcę córki, ale jednocześnie nie mogła przeżyć, iż musiała zabić swojego ukochanego, nawet jeśli wydarzyło się to w obronie koniecznej. Targnęła się na własne życie, pozostawiając szesnastolatkę z blizną tak na twarzy, jak i na duszy. Życie dziewczyny zmieniło się na zawsze. Nie tylko została pozbawiona miłości i obecności rodziców, ale została też okaleczona. Jej ciotka, młodsza siostra jej mamy, robiła wszystko, aby dziewczyna mogła żyć dalej normalnie, jednak Allison nie pozwalała komukolwiek do siebie dotrzeć. Na szczęście pewnego dnia dała się namówić ciotce na wizytę w ośrodku dla młodych ludzi z problemami. Znalazła tam coś więcej niż wsparcie dla swojej okaleczonej duszy. Znalazła miłość i zrozumienie od jej równolatka, genialnego Huntera. Chłopaka, który w wyniku wypadku, w którym zginęła jego mama, utracił jeden z najcenniejszych i najpiękniejszych zmysłów. Zmysł wzroku. Na szczęście nie przeszkodziło mu to dostrzec piękna swojej nowej przyjaciółki, a dodatkowo dało mu siłę, aby zawalczyć o to, co odebrał mu wypadek. Czy jednak, gdy wróci do życia, w którym znów może podziwiać piękno całego świata, nadal będzie zainteresowany dziewczyną z piętnem wypalonym na twarzy?

    Kochani, książka „Wingless and Beautiful” jest piękna, wzruszająca i dająca nadzieję. To, co jednak sprawiło, że nie dotarła do mnie tak bardzo, jak „Intertwined” to fakt, że przewidziałam w niej dokładnie wszystko. Był moment, że się zawahałam i miałam nadzieję, iż Jerille czymś mnie zaskoczy, ale niestety tak się nie stało. To, co przewidziałam wydarzyło się w 100% i za to maleńki minus. Nie mniej jednak biorę pod uwagę fakt, że już dość dobrze znam powieści Jerille Kaye. Przeczytałam też już tak wiele romansów (liczyć można w setkach), że zaskoczyć mnie jest naprawdę trudno. Nie będę też ukrywać, że rozwój wydarzeń z „Intertwined” również mnie nie zaskoczył, ale tam całość była tak skomponowana, że daleko odbiegła od znanego mi schematu powieści romantycznych i w tym tkwiło piękno poprzedniej pozycji od autorki. „Wingless” była już nieco bardziej „tradycyjna”, może więc i spodoba się bardziej tym, którzy lubią czytać coś, co jest im znane. Uprzedzę też, że tej historii bardzo, bardzo daleko do erotyku. Miłośnicy powieści z licznymi scenami intymnymi nie znajdą tu praktycznie nic dla siebie. Mimo to książka pobudza wyobraźnię i porusza serce. I z całego mojego poruszonego serca – polecam. :)


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil



wtorek, 6 lutego 2024

mrok

zamykasz oczy, lecz nic się nie zmienia
z mroku do mroku, z cienia do cienia
wymówka na wszystko, co tylko nie może się zdarzyć
niechęć do wszystkiego, o czym można marzyć

jeśli mrok trwa i we dnie, i w nocy
jeśli nie ma potrzeby, by zamykać oczy
jeśli tak naprawdę niczego to nie zmienia
nie potrzeba wymówek, gdy brak sensu istnienia


Sil

   fot. Sil

poniedziałek, 5 lutego 2024

„Intertwined” od Jerilee Kaye – książka, która w miniony weekend szturmem wdarła się na sam szczyt mojego osobistego TOP10 powieści romantycznych

 


    Są powieści, o których zapominam na drugi dzień po tym, jak je przeczytałam. Są takie, które chętnie bym zapomniała czy nawet „odprzeczytała”, ale są też takie, o których wiem, że zostaną w mojej pamięci na długo, może nawet na zawsze. Te powieści nie mają specyficznych cech, nawet często nie mają samych entuzjastycznych recenzji. Ale mają w sobie „TO COŚ”, takie coś, co przemawia akurat do mnie, co wsadza mnie do emocjonalnej rakiety i wystrzeliwuje w kosmos. Taką właśnie książką jest dla mnie wydana w 2015 roku anglojęzyczna powieść „Intertwined” od Jerilee Kaye.

    Jak pisałam w poprzednim poście, Jerilee ma umiejętność, a przynajmniej tak działa na mnie, że potrafi wciągnąć mnie we wnętrze bohaterów. Czytając jej książki nie czuję się wcale jak czytelnik, ale tak, jakbym była w samym środku wszystkich emocji, uczuć, wydarzeń. Ból bohaterów odczuwam niemal fizycznie. Gdy bohaterowie płaczą i mnie lecą łzy, gdy się śmieją i ja się śmieję. Jestem smutna i boli mnie serce, gdy jest źle, a jestem szczęśliwa i radosna, gdy oni się radują. Nigdy wcześniej, przy żadnej innej powieści niż ta, którą napisała Jerilee Kaye nie miałam tak silnej reakcji. I w sumie, mimo wszystko mam nadzieję, że nie będę mieć. Choć, jak napisałam w tytule, „Intertwined” znalazło się obecnie na samym szczycie mojego osobistego TOP TEN romansów, naprawdę wolę jednak zachować więcej dystansu do treści książki.

    Historia bohaterów „Intertwined” zaczyna się, gdy mają oni około 16 lat a kończy, gdy przekraczają trzydziestkę, ale, Kochani, ta powieść nie jest napisana w stylu Penelope Ward. To nie tak, że akcja jest teraz i ileś tam lat później. Powieść „Intertwined” opowiada historię o wyjątkowej relacji bohaterów na przestrzeni tych kilkunastu lat. Jeśli miałabym powiedzieć, czego dotyczy fabuła, to chyba skupiłabym się na uczuciach. Na dojrzewaniu do uczuć, na pokonywaniu barier, na rozumieniu samych siebie i drugiego człowieka. Na wyjątkowości przyjaźni, która jest tak piękna, że dobro drugiej strony przedkłada się nad własne. Na wyjątkowym połączeniu dusz. Tu miłość nie jest natychmiastową reakcją chemiczną. W „Intertwined” bohaterowie nad nią pracują, dojrzewają do niej, uczą się jej, uczą się sobie ufać. Popełniają błędy i próbują je naprawiać. To książka o pięknym, ale niedoskonałym życiu dwojga skrajnie różnych ludzi, którzy są w stanie się uzupełniać w najpiękniejszym tego słowa znaczeniu.

    Gdy z ciekawości czytałam oponie o książce, już po jej przeczytaniu, były one jakby na dwóch biegunach. Większość czytelników adorowała powieść, ale było też trochę osób, które jakby jej nienawidziły. Zaczęłam z ciekawości czytać te nienawistne opinie i pierwsza myśl: te osoby nie zrozumiały treści. Te osoby spodziewały się czegoś zupełnie innego, czegoś standardowego, schematycznego. „Intertwined” odbiega od schematu powieści romantycznej i również w tym jest jego piękno. Ponadto, Kochani, to nie jest tak, i piszę to również ze swojego doświadczenia jako pisarki, że bohaterowie będą zawsze idealni. To, co autor może zrobić najlepszego ze swoimi bohaterami to sprawić, aby byli oni sobą. Aby byli autentyczni. Jeśli główny bohater jest wykreowany schematycznie - owszem, pewnie spodoba się większej ilości czytelników, ale czy tak powinno być?

    Brianne to młoda, utalentowana i szczęśliwa dziewczyna z pełnej rodziny. Nie bogata i nie biedna. Żyje spokojnie wśród bliskich i jedyne, czego nie może znieść to obecność w jej życiu najlepszego przyjaciela jej starszego brata Toma – Travisa. Travis, jej przystojny równolatek, uwielbia jej dokuczać od kiedy tylko się poznali, ale jednocześnie jest hołubiony przez całą jej rodzinę. Nie tylko przez brata, ale i rodziców Brianne. Młoda bohaterka nie może tego zrozumieć, aż do momentu, gdy tragiczny wypadek odbiera  jej ukochanego brata, zaś ona sama zostaje również praktycznie opuszczona przez rodziców. Nagle okazuje się, że jedyną osobą, na którą może liczyć, jest właśnie Travis, jej dawny wróg a teraz jej strażnik, przyjaciel i jedyna rodzina, jaka jej pozostała. Ktoś, kto zawsze jest dla niej, nieważne, jak trudne zadania Brianne mu wyznacza i o jak trudne do zrealizowania przysługi go prosi…

    Kochani, książka „Intertwined” jest dostępna do przeczytania w aplikacji „Novel” i tam właśnie ją przeczytałam, ale nie w darmowej wersji. Nie zdecydowałam się na subskrypcję, jednak czytanie po 3 rozdziały dziennie w tym wypadku nie wchodziło w grę. Po trzech dniach przełknęłam dumę i zakupiłam jednorazowy pakiet punktowy, by móc ukończyć powieść w jeden dzień. Inaczej nie potrafiłam, gdyż fabuła wciągnęła mnie na taki rollercoaster, że musiałam jak najszybciej przejechać całą trasę i dojechać do celu. Kosztowało mnie to ponad 30 zł, ale nie żałuję, bo i za e-booki tyle płacę. Za tę książkę byłabym gotowa zapłacić nawet więcej. Gdy szukałam dwa lata temu, „Intertwined” nie było dostępne do przeczytania w Polsce. Jak jest teraz? Nie sprawdzałam, skoro jest dostępna w „Novel”. Zostały mi jeszcze dwie powieści Jerilee do przeczytania, ale podejdę już do nich z większą cierpliwością. Gdy przeczytam – dam znać.


Ściskam i pozdrawiam

Sil



fot. Sil


piątek, 2 lutego 2024

Jerilee Kaye jako przykład autorki, która potrafi wciągnąć czytelnika w emocje bohaterów

 

    Kochani! 


    Niezmiernie się cieszyłam, gdy odkryła, że w aplikacji „Novel” można przeczytać wszystkie znane mi powieści Jerilee Kaye. Byłam zachwycona nie tylko dlatego, że jest to jedna z moich ulubionych autorek romansów, ale również dlatego, że znalazłam pozycje, których nie mogłam dostać w Polsce. Od razu z entuzjazmem zabrałam się do lektury „Intertwined” oraz „Wingless and Beautiful” (recenzje, gdy dobrnę do końca książek) i równie szybko pożałowałam. Nie, to nie dlatego, że powieści są złe. Niestety, wręcz przeciwnie. Nie wiem jak Jerilee to robi, naprawdę nie wiem, ale gdy zaczynam czytać jej powieści, czuję emocje głównych bohaterów, jakby były to moje własne uczucia. To mi przeszkadza, wiecie? Nie dlatego, że nie lubię się wczuwać w bohaterów, ale dlatego, że jednak wolę zachować sobie odrobinę dystansu. Vi Keeland, którą uwielbiam, bardzo często wplata w fabułę trudne, prawdziwe problemy, jednak robi to tak, iż odczuwam to jako quasi wspomnienie, czy coś, co obserwuję i choć rozumiem te problemy nie do końca mogę się z nimi identyfikować. Penelope Ward, w pewnym sensie mistrzyni dramatów, pisze o tak ciężkich sprawach, że często wydają mi się one niewiarygodne i dlatego mogę się od nich dystansować. W przypadku Jerilee Kaye czuję się tak, jakby jej książki wessały mnie do środka i, jakbym odczuwała naprawdę to, co bohaterowie. Może to jest kwestia stylu pisarskiego, który wyjątkowo przemawia akurat do mnie, a może to obiektywna umiejętność pisarki. Wkrótce powinnam ukończyć obie rozpoczęte powieści i wówczas dam znać, jak w ostatecznym rozrachunku mi się podobały. Tymczasem, jeśli chcecie sprawdzić, czy i na Was umiejętności pisarskie Jerilee Kaye wpływają równie mocno, zapraszam do darmowej opcji aplikacji „Novel”.


Ściskam i pozdrawiam

Sil



Prt Sc by Sil


czwartek, 1 lutego 2024

za zasłoną

 

o zachodzie cisza
myśli niedostępne
echo niewyraźne
zagubienie wszędzie


za zasłoną z dymu
jakby cudze ciało
coś od środka niszczy
co zostało?


Sil



fot. Sil


Najpopularniejsze posty :)