wtorek, 24 października 2023

Jak nie fałszywa para to romans sportowy, czyli chciałabym jakiegoś powiewu świeżości...

     To już kolejna książka, po którą sięgam i nie mogę nawet przebrnąć przez kilka pierwszych rozdziałów. Aż zastanawiam się czasem, czy aby w ogóle nie porzucić na jakiś czas powieści romantycznych. Może jakiś powrót do korzeni? Do tego, co lubiłam 25 lat temu, czyli sięgnąć po fantasy? Może to da mojemu umysłowi odetchnąć. Wyszukuję, płacę za ebooki, zmieniam autorów i... okazuje się, że nic, absolutnie nic mnie nie zaskakuje. Fabuła przewidywalna, powtarzalna. Nawet bohaterowie powoli są do siebie podobni jak dwie krople kawy z mlekiem. Jeśli ktoś może mi polecić coś, co wg niego mnie zaskoczy - dajcie znać :) Piszcie w komentarzach lub w wiadomości prywatnej. 

Ale nie, nie poddałam się jeszcze. Będę szukać nadal i może wkrótce pojawi się coś nowego na read2sleep.pl. Zaczynam powieść nowej dla mnie autorki. Może mnie mile zaskoczy? ;) 

Ściskam i pozdrawiam

Sil




poniedziałek, 16 października 2023

Jest już tak na tym świecie, że ludzie są jednakowi i wyjątkowi jednocześnie...

     Najciekawsze w byciu kimś wyjątkowym, w byciu pisarzem, poetą, muzykiem czy piosenkarzem, w byciu artystą malarzem albo aktorem jest to, że odkrywasz, iż inni pisarze, poeci, muzycy, piosenkarze, malarze i aktorzy to też ludzie. A stąd prosta droga do utraty złudzeń i zrozumienia, że ich sukcesy i błędy to po prostu część życia. Świadomość ta daje pewien spokój ducha, jednak umniejsza wyjątkowość.

Sil

fot. Sil



niedziela, 15 października 2023

Zacznijmy od końca, czyli romans samotnych rodziców w książce „Sleepover” Sereny Bell

 

    Ostatnimi czasy naprawdę trudno mi trafić na romans, którego przeczytanie nie jest dla mnie wyzwaniem i to nie ze względu na fakt, iż czytam powieści w oryginalnym języku, bo czytanie po angielsku stało się dla mnie czymś naturalnym, ale dlatego, że rzadko natrafiam na coś, co poleciłabym dalej. Jak pewnie pamiętacie, nie piszę recenzji książek, o których nie mogłabym powiedzieć nic pozytywnego, więc w efekcie read2sleep.pl świeci pustkami. I już nie chodzi o to, że po prostu mam wrażenie, że autorki romansów piszą w kółko o tym samym, bo to jest dla mnie zrozumiałe, zaś o to, że brak mi książki z porywającą fabułą, spójną akcją i nieco mniej banalnym poczuciem humoru. Niestety, ostatnio bardzo ciężko mi znaleźć coś, co spełnia te kryteria, ale wydane w 2018 roku „Sleepover” Sereny Bell nie jest złe i dlatego wreszcie mam coś nowego dla moich Czytelników.

    W kwestii formalnej, jest to trzecia, ostatnia część serii „Under One Roof” i, jak można wnioskować po tytule posta, właśnie od niej zaczęłam lekturę. A dlaczego tak? Bo jest to jedna z tych serii, gdzie każda książka opowiada de facto o czymś innym, więc dla czytelnika nie ma różnicy, od której części zacznie. Po opisie e-booków uznałam, że ostatni tom będzie najciekawszy i po niego sięgnęłam.

    Elle jest nieśmiałą, wątpiącą w siebie samotną mamą, która po kilku latach małżeństwa odkryła, iż żyła w kłamstwie. Jej ukochany mąż nigdy nie odwzajemniał jej uczuć, bo jego serce należało do kobiety, która rzuciła go tuż przed tym, jak poznał Elle. Pobrali się, ponieważ Elle była w ciąży a nie z miłości. Problem jednak w tym, że Elle tego nie wiedziała. Ona sama bardzo kochała męża a dziecko było dla niej nie pretekstem do ślubu, ale po prostu owocem miłości. W momencie, gdy odkrywa więc, że jej małżeństwo to była farsa, jest zdruzgotana a cierpi na tym nie tylko jej serce, ale również kobieca duma. Pragnie, za namową przyjaciółek (tak, znowu te przyjaciółki) odzyskać jakąś część swojej kobiecości i wdaje się w sytuację intymną z poznanym w barze mężczyzną. Szczery zachwyt nieznajomego faktycznie trochę przywraca jej pewność siebie, jednak sprawy się komplikują, gdy okazuje się, że jakiś czas po wydarzeniu w barze, nieznajomy przestaje być tylko gorącym wspomnieniem a staje się jej sąsiadem i w dodatku ojcem nowego najlepszego przyjaciela jej synka.

    Swayer nie jest zainteresowany związkiem nie dlatego, że jest playboyem czy złym człowiekiem, ale dlatego, że wciąż cierpi po śmierci swojej ukochanej żony. Jako mężczyzna w sile wieku, odczuwa normalne potrzeby seksualne, więc zdarza mu się czasem umówić z jakąś kobietą tylko w takim celu, ale poza tym nie interesuje go żadna relacja z płcią przeciwną. Aż do momentu, gdy w barze spotyka śliczną, smutną kobietę, która próbuje odzyskać pewność siebie po niezbyt dla niej przyjemnym rozwodzie. Elle zapada mu głęboko w pamięć, jednak choć minęły już dwa lata od śmierci jego ukochanej żony, nie zamierza robić żadnego kroku w kierunku pięknej nieznajomej. Nie czuje się na to gotowy. Gdy jednak okazuje się, że los rzuca go w miejsce, gdzie mieszka również Elle, a jego nieco zamknięty w sobie synek odnajduje w synku sąsiadki bratnią duszę, Swayer wie, że nie uniknie interakcji z tą słodką kobietą. Broni się, broni, ale powoli czuje, że przegrywa. Tylko czy uda mu się zbudować relację z kimś, kto obiecał sobie nigdy więcej nie wiązać się z mężczyzną tęskniącym za inną kobietą?

    „Sleepover” wzbudza we mnie odczucia ambiwalentne. Z jednej strony było to dla mnie coś quasi nowego ze względu na przyjaźń synów głównych bohaterów oraz na fakt, że bohaterowie mieli prawo, aby bardzo ostrożnie podchodzić do swojej relacji. Jeśli ktoś cierpi po zmarłym ukochanym, oczywiście że nie przejdzie do porządku dziennego nad tym, że jego serce znów otwiera się na miłość. Jeśli ktoś właśnie skończył trudny rozwód, oczywiście, że wątpi w siebie i jest mu trudno komuś zaufać. Więc powiedzmy, że rozumiem tempo rozwoju akcji i wątpliwości głównych bohaterów. Są one naturalne i do przyjęcia. To, co mi się nie podobało to fakt, że fabuła nie toczyła się płynnie. Miałam wrażenie, że co chwilę czegoś brakuje, jakby autorka wycinała gdzieniegdzie nadmiar tekstu czy coś takiego. Czasem wracałam nawet kilka stron, aby zobaczyć, czy czegoś nie przeoczyłam, czy coś mi się nie posklejało lub czegoś nie zrozumiałam z tekstu. Niestety, za każdym razem okazywało się, że nie. Sam język też był trochę inny niż jestem przyzwyczajona i musiałam bardziej wytężyć uwagę, aby wszystko zrozumieć, jednak to akurat mi nie przeszkadzało. Kolejna wada to mnóstwo oklepanych motywów, jak zaproszenie na ślub byłego męża i „szarmanckie” ratowanie Elle z „opresji” przez Swayera. Książka ponadto była bardzo przewidywalna i miejscami nieco przesłodzona. Dla równowagi, główni bohaterowie wydawali się bardzo autentyczni. Nie byli idealni, raczej naturalni, za co plus. To, czego dla mnie było odrobinę za dużo to sceny intymne. Nie mam nic przeciwko scenom erotycznym, ale wg mnie było ich w „Sleepover” po prostu zbyt wiele w stosunku do innych elementów fabuły, przez co cały wydźwięk książki został spłycony. Szkoda.

    I na koniec. Czy polecam „Sleepover”? Ani tak, ani nie. Żebym mogła z czystym sumieniem polecić tę powieść, musiałoby być w niej coś więcej (lub mniej w przypadku scen erotycznych ;)). Ale nie była też zła i to nie była jedna z tych książek, którą miałam ochotę porzucić na którymkolwiek etapie czytania. Jednak w ostatecznym rozrachunku trochę mnie zawiodła. Myślę, że ta pozycja nada się na jakiś długi, jesienny wieczór, ale to tyle.


Ściskam i pozdrawiam

Sil



fot. Sil



niedziela, 8 października 2023

"Pytanie za sto punków", czyli dziś wiersz


pytanie za sto punków


czy kiedy życie dobrze przeżyte
bogato, szczęśliwie i w pełni w kochaniu
czy nie żal wtedy odchodzić w zaświaty?
czy żal jest w tym umieraniu?


a jeśli bieda i wiatr zawsze w oczy
i bóle, i smutki czy ciągłe zwątpienia
to czy już lepiej wtedy umierać
czy żal, bo była nadzieja...


Sil



fot. Sil



piątek, 6 października 2023

Coś nowego od Penelope Ward, czyli kilka tygodni po światowej premierze „I could never”

 

    Kilka ważnych dla mnie spraw ostatnio mocno mnie pochłonęło i pewnie dlatego przegapiłam premierę najnowszej powieści romantycznej, znanej nam już autorki, Penelope Ward. „I could never” miało swoje wielkie wejście na rynek pod koniec sierpnia i póki co jest dostępne tylko w języku angielskim. Na wydanie polskie przyjdzie troszkę poczekać, jednak polecam sięgnąć po oryginał, bo jest napisany przystępnym językiem i dlaczegóż nie upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu? Poczytać niezłą książę i poćwiczyć język angielski jednocześnie.

    Tak, książka jest niezła, jednak nie będzie tu samych ochów i achów. Jest troszkę inaczej w stosunku do tego, co zwykle prezentuje w swoich książkach Penelope, co uważam za plus, jest jednak również troszkę rzeczy, które może niektórych z Was trochę już znudzą...

    Carly to młoda, ale nie nieprzyzwoicie młoda ( ;)) makijażystka, która nie tak dawno temu straciła miłość swojego życia. W wypadku zginął jej narzeczony, Brad. Jako mądra i słodka dziewczyna o wrażliwej duszy, źle zniosła jego śmierć i dałaby wiele, aby cofnąć czas. Często myśli o tym, co by było, gdyby pojechała w tamtą podróż z ukochanym, czy odmieniłoby to jego los? Choć mijają dwa lata, ona wciąż nie potrafi o nim zapomnieć i wciąż nie umie ruszyć dalej ze swoim życiem. Gdy jednak okazuje się, że niespodziewanie umiera również jej niedoszły teść, który miał pod opieką dorosłego już, ale dotkniętego zaawansowanym autyzmem młodszego brata Brada - Scottiego, Carly nie ma wątpliwości, co powinna zrobić. Zawiesza swoją pracę, pakuje samochód i jedzie setki kilometrów do rodzinnego miasteczka zmarłego narzeczonego, aby zapewnić jego bratu możliwie najlepszą opiekę przynajmniej do momentu, gdy znajdzie dla niego miejsce w odpowiednim domu opieki. Jednak to, czego się nie spodziewa to fakt, że najlepszy przyjaciel Brada, Josh, za którym z pewnych względów nie przepada, wpadnie na dokładnie ten sam pomysł. Nie jest więc zadowolona, gdy niedługą chwilę po tym, jak zjawiła się w domu rodzinnym Brada i Scottiego, wprasza się do niego również Josh.

    Josh ma wyrzuty sumienia. Miał dawniej swojego ukochanego przyjaciela, którego kochał nie mniej niż swoich rodzonych braci a, w którego domu spędzał tyle czasu, ile tylko się dało, gdyż tylko tam czuł się naprawdę szczęśliwy. Ale ten przyjaciel odszedł, zginął w wypadku podczas podróży, w której również Josh miał brać udział, ale musiał odwołać swoją obecność. Oczywiście, że nie przyczynił się do śmierci przyjaciela, ale czy można to sobie przetłumaczyć, gdy czuje się po jego śmierci tak bardzo pustym w środku? Pewnie nie, ale to nie wyrzuty sumienia sprawiają, że gdy Josh dowiaduje się o śmierci ojca Brada, natychmiast postanawia zaopiekować się jego młodszym bratem ze specjalnymi potrzebami. Powód jest taki, że po prostu Scottie też jest mu bardzo bliski. Jednak, gdy zjawia się w rodzinnym domu swojego zmarłego przyjaciela i spotyka tam niedoszłą żonę Brada, nie jest zachwycony. Carly zawsze traktowała go z dystansem, jeśli nie gorzej, więc nie mógł jej zbyt dobrze poznać, ale tak naprawdę nawet tego nie chciał, co nie zmieniało faktu, że zawsze uważał ją za bardzo piękną kobietę. Tak czy tak, teraz obydwoje znaleźli się w sytuacji, w której chcąc nie chcąc muszą współpracować dla dobra ich świeżo upieczonego podopiecznego i jeszcze na dodatek, szybko dochodzą do wniosku, że żadne z nich nie dałoby sobie rady z nowym zadaniem w pojedynkę. I co teraz?

    Carly i Josh są dobrymi ludźmi, którzy stracili w wyniku wypadku bardzo ważną dla siebie osobę. Dla tej osoby znaleźli się w sytuacji dla nich niekomfortowej, ale poradzili sobie świetnie jako opiekunowie. Całkiem dobrze zaczęli sobie również radzić jako przyjaciele, gdy już wyjaśnili oczywiście nieporozumienie z przeszłości, które sprawiło, że wcześniej nie doceniali siebie nawzajem. A teraz stanęli w obliczu problemu, którego spodziewali się najmniej. Wzajemnej atrakcyjności. I nie mówię o atrakcyjności czysto fizycznej, ale o czymś głębszym. W końcu „I could never” to romans. A skąd tytuł? Ano stąd, że ani narzeczona Brada nie sądziła, że kiedykolwiek pokocha kogoś innego po jego śmierci, a tym bardziej Josh nie przypuszczał, że zadurzy się w ukochanej zmarłego najlepszego przyjaciela. Problem w tym, że o ile ona gotowa jest, aby wpuścić mężczyznę do swojego serca i życia, on nosi w sobie traumę, którą pozostawiła po sobie jego matka. Ma więc nie jeden, lecz dwa ciężkie orzechy do zgryzienia, a to czasem okazuje się po prostu zbyt wiele.

    To, co podobało mi się w najnowszej powieści Penelope Ward to odstępstwo od jej zwykłego schematu. Nie mamy tutaj motywu „spotkania po latach”, nie mamy też tego, co zawsze wzbudza we mnie w jej powieściach odczucia ambiwalentne. Penelope nie rozbija tu nowego związku dla starego i to wszystko jest na plus. Jest również znacznie mniej niepotrzebnej dramy, raczej zwykłe problemy obyczajowe. Styl jest jak zwykle dobry a akcja spójna. Powieść została zakwalifikowana między innymi do kategorii „od wrogów do kochanków”, ale moim zdaniem błędnie. Carly i Josh nie byli wrogami, co najwyżej nie wywarli na sobie dobrego, pierwszego wrażenia.

    To, co zdecydowanie mi się nie podobało, to fabuła, bo choć spójna była nieco rozwleczona. Co ciekawe, przedział czasowy nie był tym razem bardzo rozległy. Były fragmenty, które mi się dłużyły, a to zawsze źle znoszę w książkach. Jak na początku jest trochę przydługie wyprowadzenie akcji, jeszcze okay... o ile później się rozkręci. Ale jeśli zaczynam się nudzić cyklicznie co jakiś czas, to coś musiało pójść nie tak… Druga sprawa, znów, jak w wielu znanych mi powieściach, jednym z podstawowych problemów między bohaterami jest to, że wyznaczają oni sobie nikomu niepotrzebne bariery. Wolę jednak, gdy bariery w romansach stawia bohaterom los a nie oni sami. Więc takie zbędne komplikowanie sobie życia uważam po prostu za minus.

    Czy zatem polecam powieść? Raczej tak, bo Penelope Ward warsztat pisarski ma godny pozazdroszczenia. Może akurat książka „I could never” nie ma w sobie nic odkrywczego jako romans, ale pięknie pokazuje na przykład trudy opieki nad osobą ze specjalnymi potrzebami i ta część powieści była naprawdę interesująca. Jako książka obyczajowa powiedziałabym, że wypada świetnie. Jako romans słabiej, ale i tak o niebo lepiej niż znakomita większość tytułów, które w ostatnim czasie wpadły w moje ręce. Ba, niektórych nawet nie udało mi się dokończyć, a to u mnie rzadkość. Tę książkę przeczytałam od deski do deski i miło przy niej spędziłam czas. Świetnie nada się na długi, jesienny wieczór.


Ściskam i pozdrawiam

Sil



fot. Sil


poniedziałek, 2 października 2023

Jeszcze chwileczkę...

 

Moi Mili,

 

potrzebuję jeszcze kilku dni, widzę już coś na końcu drogi  ;) Niedługo będę mogła przybiec na read2sleep.pl z nową recenzją. Poczekajcie jeszcze moment, proszę <3


Sil


fot. Sil




Najpopularniejsze posty :)