wtorek, 21 marca 2023

Krótko o „The game” – nowości od Vi Keeland (i tym razem nie jest to autoplagiat ;))

 

    „The game” - zupełna świeżonka, bo z tego roku a mamy dopiero marzec ;) Jeszcze póki co wydana tylko po angielsku, ale przypominam, że książki od Vi są tłumaczone na polski, więc pewnie to kwestia kilku miesięcy i będzie można kupić ją w rodzimym języku. Powiem szczerze, że byłam do tej pozycji nastawiona sceptycznie, gdy przeczytałam, że głównym bohaterem jest zawodnik futbolu amerykańskiego. Oczywiście recenzowałam już tutaj wcześniej książkę „Gracz” tej autorki i obawiałam się, iż może powtórzyć się sytuacja z „Bossmanem” i „Projekt-szef”, gdzie troszkę zbyt wiele scen było odrobinę za bardzo do siebie podobnych. Ale nic z tych rzeczy. „Gracz” i „The game” naprawdę mają fabuły zupełnie niepodobne a jedyne podobieństwo, jakiego się doszukałam to jedna scena w samolocie. Jest dobrze!

    Historia w „The game” początkowo byla całkiem lekka, łatwa i przyjemna i nic nie wskazywało na to, że będzie inaczej w dalszej części powieści. Ona jest nową szefową, tajemniczą córką zmarłego niedawno właściciela popularnej drużyny futbolowej, która nagle z biednej, choć inteligentnej i potrafiącej o siebie zadbać dziewczyny, staje się dzięki temu milionerką. On jest dobrze opłacaną gwiazdą futbolu amerykańskiego w drużynie, którą odziedziczyła. Jest oczywiście konflikt interesów, bo nowa szefowa pragnie zachować się etycznie i nie romansować z przystojnym zawodnikiem swojej drużyny, ale młody atleta jest zdeterminowany i ostatecznie Bella, bo tak na imię naszej świeżo upieczonej milionerce, daje temu związkowi szansę. I gdy wszystko ma się już zakończyć, a czytelnik czeka na słowa typu „i żyli długo i szczęśliwie” pojawia się pewien problem, który stawia powieść Vi na granicy kryminału. Główny bohater o wdzięcznym imieniu Christian odkrywa, że jego dawny idol a jednocześnie ojciec Belli, mógł nie być do końca dobrym człowiekiem… Historia się komplikuje, gdyż rozdarty wewnętrznie Christian nie jest pewien, czy powinien rozgrzebywać stare rany Belli, zaś jego ukochana zaczyna mieć wątpliwości co do intencji swojego chłopaka, gdy w jego mieszkaniu znajduje fragmenty raportu policyjnego ze śmiertelnego wypadku swojej matki.

    „The game” to dobra, ciepła książka, jak niemal wszystkie od Vi Keeland. Vi wciąż zresztą jest jedną z moich ulubionych autorek romansów i tym razem również mnie nie zawiodła. Ale powiem szczerze, że gdybym się uparła, mogłabym się doczepić do pewnej schematyczności jej powieści. Kobiety u Vi zawsze są wyjątkowe (to pewnie dobrze). Mężczyźni to zawsze chodzące ideały (no cóż, kto chce czytać o tych brzydkich i nieporadnych…), zawsze jest miłość niemal od pierwszego spojrzenia (ok, tak bardzo mnie to nie razi) i zawsze po słodkich chwilach następuje jakiś okropny zgrzyt, który bardzo często wydaje się nie do naprawienia. Czasami więc, nawet pomimo faktu, iż uwielbiam książki Vi Keeland czekam, aż autorka naprawdę czymś mnie zaskoczy i niekoniecznie chodzi mi o kolejną ponadprzeciętną umiejętność głównej bohaterki… Gdybym miała oceniać, tej książce dałabym 8 na 10 gwiazdek.


I tym optymistycznym akcentem…


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)