wtorek, 16 maja 2023

Kilka słów o „Życiu na scenie”, czyli dwie nie tak świeże pozycje od Vi Keeland – część 1. Throb/Show

     Seria „Życie na scenie” od Vi Keeland (oryg. „Life on Stage”) powstała w 2015 roku, zaś w Polsce pojawiła się aż 4 lata później. Składa się tylko z dwóch części. Część pierwsza – „Throb” została wydana w naszym kraju pod innym angielskim tytułem – „Show”, ale tym razem przynajmniej rozumiem, jaki jest tego sens. Bo o ile trudno mi powiedzieć, po co polski wydawca zmienił tytuł „Mack Daddy” na „Daddy Cool” (poprzednia recenzja dotyczyła książki Penelope Ward o tym tytule), to tu mogę śmiało powiedzieć, że Throb większości Polaków (w tym mi;)) nic nie powie, zaś Show już zrozumieją ;). Druga część serii to w oryginale „Beat” a w Polsce „Rytm” i tu tłumaczenie jest odpowiednie. ( O „Rytmie” innym razem).

    Choć wiedziałam o istnieniu tej serii już wcześniej, jako że jestem zagorzałą fanką VI Keeland, to do tych dwóch pozycji długo nie mogłam się zabrać. Przede wszystkim do „Throb”. Odrzucała mnie tematyka i nie wierzyłam, że coś o reality show będzie w stanie mi się spodobać. Druga część o młodych rockmenach już bardziej do mnie przemawiała, ale nie chciałam zaczynać od końca, jeśli książki, luźno bo luźno, ale jednak są powiązane. Przeczytałam więc wszystko inne od Vi, co udało mi się zdobyć w postaci ebooków, a "Throb" odsuwałam nosem na później. W końcu jednak zatęskniłam za stylem mojej ulubionej autorki na tyle, że musiałam się zabrać wreszcie za to "Show". Od razu zaznaczę, że tę część czytałam tylko po angielsku i nie wypowiem się na temat tłumaczenia. Zwykle jednak tłumaczenia powieści Vi Keeland są dobrej jakości.

    Niestety, tak jak się spodziewałam, tematyka książki była daleka od moich zainteresowań. Nie mogę powiedzieć, że seria o życiu na scenie to najgorsze pozycje autorki, ale jednak też nie uplasowała się wysoko na mojej osobistej liście ulubionych powieści. Raczej gdzieś w połowie. Oczywiście jest o niebo lepsza niż wiele innych romansów, które ostatnio czytałam, ale jak na Vi to tak dałabym 7/10 gwiazdek. Dlaczego? Przede wszystkim przewidywalność, zbyt duża tym razem jak na mój gust. Trochę niepotrzebnej dramy, co nie jest podobne do autorki. Oraz nieco przerysowane postaci. Teraz trochę o tym, co mamy w środku, a na koniec pozwolę sobie na więcej pozytywów ;)

    Kate jest młodą kobietą, która musiała dojrzeć zbyt szybko. Jest córką świętej pamięci mistrza w pokera a do tego niepoprawnego hazardzisty oraz schorowanej, sympatycznej kobiety. Jest też siostrą młodego chłopaka, który uległ okropnemu wypadkowi, gdy to Kate była za kierownicą. Wina nie leżała po jej stronie, jednak to, co się stało na zawsze zmieniło jej życie w niekończące się poczucie winy za stan młodszego braciszka. Długi po ojcu, choroba matki, zły stan psychofizyczny brata? Cóż miała robić, zawieszenie studiów nie pomogło w zdobyciu dobrej pracy, dlatego zgodziła się na coś, co w tamtym czasie wydawało się idealnym rozwiązaniem. Podpisała kontrakt na udział w reality show, w którym wraz w 20 innymi kobietami miała ubiegać się o serce młodego gwiazdora, piosenkarza Flynna. Flynn okazał się wspaniałym mężczyzną i w dodatku nią bardzo zainteresowanym i wszystko wydawało się iść ku dobremu, gdy nagle podczas wieczorku pokera z pracownikami firmy produkującej show, Kate spotkała tajemniczego Coopera. Nieco arogancki, pewny siebie, młody, ale bardzo dojrzały i bardzo przystojny mężczyzna szybko jej udowodnił, że serce nie sługa… Problem w tym, że przez kolejne dwa miesiące Kate nie mogła swoim sercem rozporządzać jak miała ochotę :)

    Ciekawa jestem, czy mój króciutki opis choć trochę Was zainteresował? Szczerze mówiąc, gdy ja przeczytałam wprowadzenie na okładce książki nie byłam ani trochę zachęcona (odbiegał on od tego, co ja napisałam, ale sens był podobny). Dlatego muszę przyznać uczciwie, że mimo wszystko „Throb” czy też „Show” zaskoczyło mnie pozytywnie. Akcja była utrzymana w dobrym tempie, nieco tajemnicza i chwilami gorąca. Kate wydała się świetną kobietą. Cooper był może odrobinę zbyt arogancki jak na mój gust, ale też nie był jakimś strasznym dup****, jak np. w książce, której recenzję powinnam była już dawno zamieścić, ale nie mogę się na to zdobyć ;). Flynn, który był tu bohaterem drugoplanowym też był uroczy. Generalnie wszystko ok. Zły charakter również był przekonujący. A jednak chyba moje nastawienie do tej pozycji przyćmiło jej urok. Książka była dobra, ale trudno było mi się w nią wczuć. Przeszkadzało mi to, że wszystko przewidziałam co do joty, bo wolę jednak, jak cokolwiek mnie zaskoczy. Tu zaskoczyło mnie to, że nic mnie nie zaskoczyło. Liczy się? ;) Cóż mam więc powiedzieć? Polecam? Nie polecam? Polecam, bo jest to dobry romans, ciekawy, miły i miejscami zabawny. Nie polecam osobom, które czytają zbyt wiele romansów, jak np. ja, bo ta książka jest wówczas po prostu za prosta. Jeśli jednak potrzebujecie chwili relaksu i lektury naprawdę dobrej, ale niezbyt skomplikowanej, to jest ta książka.


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)