czwartek, 11 maja 2023

Mister Tonight od Kendall Ryan, czyli romans, o którym sama nie wiem, co myśleć…

     O Kendall Ryan nie słyszałam nigdy, do momentu, aż moja ulubiona aplikacja do czytania e-booków zaczęła proponować mi jej książki. Miały być pisane w stylu Vi Keeland i Penelope Ward. Miały być o podobnej tematyce, podobnej jakości. O ile mogę się zgodzić, że tematyka faktycznie jest podobna to niestety do jakości powieści od Vi czy Penelope bardzo im daleko.

    Kendall Ryan wydała mnóstwo książek, ale ja do tej pory przeczytałam dwie. Po pierwszej byłam tak zawiedziona, że zastanawiałam się, czy dać jeszcze szansę tej autorce, ale uznałam, że „jedna jaskółka wiosny nie czyni”. Nie chciałam wydawać pochopnych opinii, więc sięgnęłam po drugą pozycję. Niestety „Mister Tonight”, choć może odrobinę lepszy niż książka, którą na razie przemilczę, nie jest niczym więcej niż bardzo prostym a nawet nudnawym romansem. Cóż, możliwe, że gdybym sięgnęła po niego jakieś dwa lata temu, doszukiwałabym się więcej pozytywów. Teraz jednak, po przeczytaniu dwóch setek amerykańskich romansów, mogę powiedzieć jedno. Powieść „Mister Tonight” jest jak zastąpienie wysokiej jakości produktu odpowiednikiem z dyskontu. Oczywiście, da się skorzystać, ale jakość pozostawia wiele do życzenia.

    „Mister Tonight” to książka z 2018 roku, czyli jeszcze nie taka wiekowa. Opowiada prostą historię kobiety w kwiecie wieku (Hura! Nie następna młódka ;)), która cieszy się życiem i nie ma w planach się ustatkować, aż pewnego dnia, podczas świętowania swoich urodzin w barze, w którym zaszyła się z przyjaciółkami, natrafia na pewnego interesującego przystojniaka. Kate nie jest taką zwykłą książkową, idealną pięknością. Ma krągłości i jak sama o sobie mówi, lubi frytki, ale jest też pewną siebie kobietą, która potrafi o siebie zadbać w każdej sferze. Hunter? To samotny tata czteroletniej dziewczynki, który tęskni za związkiem z kobietą, ale mimo wszystko córkę stawia na pierwszym miejscu. Jest przystojny, jest zabawny i tyle. Kate i Hunter to zwykli ludzie szukający własnej drogi do szczęścia. Tacy trochę jak każdy z nas.

    Zanim przejdę do tego, co w moim odczuciu sprawia, że książka nie jest romansem najwyższych lotów, kilka słów o tym, co mi się w niej podobało. Przede wszystkim właśnie ta „zwykłość i normalność”. Oczywiście nie mam nic przeciwko książkom o współczesnych kopciuszkach i księciuniach z bajki, ale czasem już mnie drażni, gdy znów się okazuje, że główna bohaterka to chodzący ideał a główny bohater jest jeszcze wspanialszy. Tutaj bohaterowie to ludzie tacy, jak my i za to plus. Książka jest wydana tylko po angielsku, ale kolejna zaleta dla tych, którzy nie władają biegle tym językiem. Aby zrozumieć tekst wystarczy minimalna znajomość angielskiego, naprawdę bywa wręcz zbyt prost ;) To, co też raz na jakiś czas mogłabym uznać za zaletę to fakt, że książka ma zamknięte rozwiązanie. Nie musimy się domyślać, co dalej z bohaterami, bo pisarka daje nam odpowiedź na tacy. Ja osobiście lubię sobie snuć fantazje po przeczytaniu powieści i tu w zasadzie nie muszę, bo to, co zwykle sobie wyobrażam między bohaterami jest napisane w epilogu ;) Fajne jest też dojrzewanie do związku głównej bohaterki. Podoba mi się również, że absolutnie w tej powieści nie ma dramy. Czasem lubię dla odmiany przeczytać coś prostego, bez tragedii wyskakującej w najmniej spodziewanym momencie. Tak, to jest ta książka. Tu mamy jakby streszczone dochodzenie do związku dwojga normalnych ludzi i tyle. Jeśli więc chcecie przeczytać prostą książkę o miłości dwojga ludzi, którzy mogliby być nawet Waszymi sąsiadami a do tego poćwiczyć język na niezbyt skomplikowanej językowo pozycji, ta książka jest dla Was.

    Ok, to teraz już mniej słodko. Styl w książce „Mister Tonight” jest cóż… więcej niż prosty. Jest płaski i często pozbawiony emocji. Humor jest ledwowyczuwalny. Akcja jest fragmentaryczna. Fabuła jest jakby w ruchu przyspieszonym. Czasem miałam wrażenie, jakby Kendall napisała sobie powieść w punktach i tylko je trochę rozwinęła – ok, czasem niektóre powieści są przegadane, ale tutaj jest wszystkiego po prostu za mało. Za mało emocji, uczuć, akcji, interakcji. To jest książka, która niewiele wniesie w Wasze czytelnicze życie. No może poza odrobiną endorfin, bo naprawdę nie ma tu ani jednego momentu, który mógłby wzbudzić w nas głębsze emocje.

    Czy polecam pozycję? Ani tak, ani nie. Jeśli czeka Was długa podróż pociągiem w szary dzień i do nudnej pracy? Tak, weźcie tę książkę. Poćwiczycie angielski i nawet się przy tym nie spocicie :D


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)