poniedziałek, 6 maja 2024

Krótko, zwięźle i na temat, czyli o historii, która tak mnie zaskoczyła, że może ją nawet polecę ;)

 


    Anglojęzyczna powieść, a może bardziej minipowieść, „Tucker” od Lori Foster to jedenasta z trzynastu części serii „The Buckhorn Brothers”. Została wydana w 2018 roku i łatwo ją nabyć jako e-booka. Każda z powieści w serii opowiada inną historię, dlatego nie ma znaczenia, po którą sięgnie się najpierw. Oczywiście są powiązania między bohaterami, jednak czytelnikowi nie zrobi to większej różnicy, od kogo zacznie lekturę. Dlaczego sięgnęłam akurat po część 11? Bo tak podpowiedziała mi moja aplikacja do czytania e-booków i jestem jej za to wdzięczna, gdyż spędziłam wczoraj miłe dwie godzinki.

    Tym, czym książka zaskoczyła mnie najpierw to ilość rozdziałów. Jest ich tylko 6 i cała treść mieści się na zaledwie około osiemdziesięciu stronach. Ale nie, Moi Mili, to nie jest wada. Ostatnio tak byłam zmęczona czytaniem powieści z nadmiarem treści, że z ulgą przeczytałam coś prostszego, bez głębi, ale przyjemnego dla oka i serca. Drugim zaskoczeniem była okładka. Zobaczyłam ją (zdjęcie jak zwykle poniżej) i pomyślałam, że to chyba będzie jakiś erotyk. Wahałam się więc, czy w ogóle zaczynać lekturę, ale tu niespodzianka. Zdecydowanie nie był to erotyk. Okładka jest gorąca, zaś powieść mogłabym określić jako… ciepłą :).

    Książka opowiada historię dwudziestopięcioletniej Kady, meteorolożki, która odkąd przekroczyła dwudziesty rok życia podkochuje się w starszym od niej o sześć lat szeryfie – Tuckerze. Sądzi jednak, że mężczyzna nie jest nią zainteresowany. Tucker, lokalny bohater, który bardzo dba o mieszkańców małego miasteczka, zdaje się nie zwracać na nią większej uwagi, ale Kady nie traci nadziei. Któregoś wieczoru los plącze ich ścieżki. Kady podczas szalejącej burzy wyciąga pomocną dłoń do Tuckera, zaś zamknięty z nią w samochodzie mężczyzna, nie jest wreszcie w stanie oprzeć się pięknej kobiecie. Dochodzi do pocałunku, który jest zapowiedzią czegoś więcej. Oczywiście o ile Tucker w końcu przestanie karmić swój umysł wymyślonymi przeszkodami dla związku ze śliczną Kady…

    „Tucker” to prosta historia - bez dramatów, bez mnożenia wątków, idealna na chwilę relaksu. Zaletą jest to, że pomimo ograniczonej treści, autorce udało się przemycić troszkę wiarygodnych emocji a nawet jakieś burzowe perypetie. Opowiadanko jest słodkie, co było dla mnie kolejnym zaskoczeniem, nie toporne i nie nudne. Język jest prosty, więc znajomość języka angielskiego na poziomie A2/B1 powinna wystarczyć.

    Pozycję polecam dla osób, które chcą przez chwilę emocjonalnie odpocząć od codziennego życia, ale nie mają również ochoty zagłębiać się w niewiadomo jak skomplikowane tematy. Macie wygodny fotel i półtorej godzinki? Ta książka się nada :).


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)