środa, 2 sierpnia 2023

Uzupełnijmy połamany francuski o skradziony angielski, czyli część druga powieści Tashy Boyd

     Jak wspominałam niedawno, staram się nie dodawać bezpośrednio po sobie recenzji książek jednego autorka, ale są od tego pewne wyjątki. Np. gdy chcę coś wyjaśnić, gdy mamy do czynienia z serią mocniej ze sobą powiązaną lub, tak jak w tym przypadku, gdy uważam, że następna powieść autora jest uzupełnieniem poprzedniej.

    Wydana w 2022 roku książka „Stolen English” to w zasadzie druga część „Broken French”, o której pisałam w poprzedniej recenzji. Cała dwutomowa seria nazywa się Mediterraean i teoretycznie każda z książek dotyczy innej historii, więc nie ma bezwzględnej potrzeby, aby czytać obie. Jednak jeśli już ktoś się na to zdecyduje to zachęcam do zachowania kolejności. „Stolen English” to powieść, w której bohaterowie drugoplanowi z „Broken French” stają się głównymi bohaterami, zaś główni bohaterowie z części pierwszej to teraz nasze postaci w tle i na tym kończą się powiązania.

    Andrea jest kobietą lekko po trzydziestce, czyli wg mnie jest jeszcze bardzo młoda. Mimo to jej przeszłość jest bogata w przeżycia, których żadna kobieta nie powinna doświadczać. Jako młoda mężatka doświadczyła przemocy w najgorszym tego słowa znaczeniu i ledwo uchodząc z życiem, z pomocą dobrych ludzi, udało jej się wyemigrować z rodzinnej Anglii do Francji. Tam podejmuje pracę u miliardera Xaviera, jako obsługa jego luksusowego yachtu. Daje z siebie wszystko i robi, co tylko może, aby zapomnieć o koszmarze, który przeżyła jako jeszcze na dobrą sprawę młoda dziewczyna. W swoim nowym środowisku stara się trzymać na uboczu, nie nawiązuje bliskich przyjaźni, nie próbuje się już z nikim związać i to nie tylko dlatego, że uciekając nawet nie przyszło jej do głowy, aby próbować przeprowadzić formalny rozwód ze swoim oprawcą, ale również dlatego, że ma traumę, po której niekoniecznie chce się z kimkolwiek poznać bliżej. Jednak nie oznacza to, że nie ma oczu i serca skierowanego na konkretną osobę. Na swojego przyjaciela z pracy, przy którym czuje się bezpiecznie i spokojnie. Który jest jej latarnią morską, chroniącym ją od katastrofy w oceanie życia. Gdy po latach jej nowa przyjaciółka Josie uświadamia ją, że być może to, co jest między nią a Evanem to coś znacznie głębszego niż przyjaźń, Andrea postanawia, że może czas wyjść ze swojej skorupy, przestać się ukrywać i spróbować znów być szczęśliwą.

    Evan to silny mężczyzna w każdym tego słowa znaczeniu, choć oczywiście nie zawsze tak było. Szef ochrony i najlepszy przyjaciel francuskiego miliardera Xaviera. Swoim priorytetem i głównym celem w życiu uczynił zapewnienie bezpieczeństwa tak przyjacielowi, który jest dla niego jak brat, jak i wszystkim jego bliskim. Z pracownikami włącznie. Pracuje ciężko, podporządkowując całe swoje życie pod ten cel, pod pracę. Z zimną głową i pomocą nowoczesnych narzędzi, prowadzi całą załogę Xaviera po bezpiecznych wodach i robi wszystko, aby nic nie zaburzyło jego koncentracji. Nie randkuje, nie ma rodziny, ale to nie oznacza, że nie ma też serca czy uczuć. To serce jednak od lat jest już zajęte przez kobietę, której nie może mieć z tak wielu powodów. A najważniejszym z nich jest to, że dawno temu poprzysiągł, że zrobi wszystko, aby już zawsze była bezpieczna i nie może tego celu stracić z oczu, nawet jeśli oznacza to utratę jej.

    Powieść „Stolen English” nie ma rewelacyjnych recenzji, ale szczerze mówiąc, po przeczytaniu kilku negatywnych byłam zdziwiona. Podstawowy zarzut do drugiej części serii to była nuda, a o ile w części pierwszej fragmentami powieść mi się dłużyła, to nie miałam tego odczucia w części drugiej. Co więcej, „Stolen” jest o jakieś 100 stron krótsza niż „Broken” i w moim odczuciu było to dobre posunięcie Tashy.

    Pokrótce, co mi się w powieści podobało, a co nie? Podobała mi się urocza sceneria, nieco sielankowe tło, a jednocześnie jakieś takie napięcie wiszące w powietrzu, iż ciągle miałam wrażenie, że coś się zaraz wydarzy. I już samo to sprawia, że nie rozumiem, jak komuś książka mogła wydawać się nudna. Owszem to nie kino akcji i nawet romans jest wyważony, ale na tle innych powieści, które czytałam, dzieje się tu sporo. Fabuła była spójna a bohaterowie naturalni. Owszem, było trochę tego, czego nie lubię, czyli nieporozumień między bohaterami wynikających z niedopowiedzeń, ale czy to nie jest właśnie tak jak w życiu? Czy ludzie ogólnie nie mają tendencji do domyślania się, co druga strona ma na myśli, zamiast szczerego wyznania, co im leży na sercu? Kolejnym zarzutem wobec książki w licznych recenzjach, które przeczytałam, był taki, że nagle po prawie 10 latach bohaterowie stwierdzili, że kochają się od zawsze. Cóż, moim zdaniem było to w powieści dokładnie i logicznie wyjaśnione. Miłość nie przyszła nagle, raczej jej świadomość i chęć walki o nią. I jeszcze zarzut, który najbardziej mnie w sumie zirytował. Liczne pytania, dlaczego to MC musiała robić pierwsze kroki, a nie Li. Nosz qrcze! Ludzie! Czy nie mamy XXI wieku? Dlaczego tylko facet ma prawo walczyć o kobietę? Czy my, kobiety, nie mamy prawa zawalczyć o swoją miłość?

    A teraz coś, co mnie osobiście lekko w powieści zdenerwowało, ale po głębszej analizie uznałam, że jest ok. Pamiętacie film „Młodzi gniewni”? Główna bohaterka w tym filmie, nauczycielka, wspomina w rozmowie z jedną z uczennic, że była w przemocowym związku i opowiada o pewnej bardzo trudnej sytuacji, w której się wówczas znalazła. Gdy przeczytałam, że Andrea była w dokładnie tej samej sytuacji, co główna bohaterka „Młodych gniewnych” przez chwilę pomyślałam, że to niemal plagiat, ale później ochłonęłam i zrozumiałam, że w żadnym wypadku. To po prostu niestety jest sytuacja, w której wciąż na świecie znajduje się wiele kobiet. Ten wątek z książki Tashy nie jest plagiatem, ale przypomnieniem, że to nie jest jednorazowa sprawa. Takie tragedie po prostu wciąż i wciąż mają miejsce.

    Kochani, powieść „Stolen English” nie zaczyna się w momencie, w którym „Broken French” się kończy, lecz zazębia się tak, że obaj przyjaciele i Xavier, i Evan walczą o swoją miłość w tym samym czasie. Dlatego nie jestem pewna, czy można tu mówić o serii, jak to się oficjalnie nazywa. Dla mnie „Stolen” i „Broken” to jedna całość, ale oczywiście, jak wspomniałam wcześniej, tego ciastka nie trzeba w całości zjeść, autorka o to zadbała.

    I najważniejsze, czy polecam „Stolen English”? Tak, polecam. Nawet jeśli nie ma polskiego wydania, warto po tę pozycję sięgnąć, jeśli jest się miłośnikiem romansów. Książka trzymała w napięciu i, choć w ostatecznym rozrachunku przewidziałam zakończenie, to był w pewnym momencie element zaskoczenia, który sprawił, że nie byłam już niczego pewna. Delikatny wątek kryminalny czy szpiegowski dodawał fabule wartkości, a miłość bohaterów, nawet jeśli chwilami bujała się niczym mewa na szczycie fal, była równie piękna jak Ocean :)


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)