czwartek, 5 stycznia 2023

Tej kobiety nie wolno ci całować… czyli najgorsza książka, jaką ostatnio czytałam…

 

    Pamiętam, że gdy byłam dzieckiem, moi rodzice czytywali harlekiny. Nie wiedziała wtedy jeszcze, co to takiego, ale pamiętam, że mówili wielokrotne, że to nie dla dzieci. Dość wcześnie zaczęłam czytywać romanse, jednak moi rodzice nie mieli o tym pojęcia. Ani razu jednak nie przyszło mi do głowy, aby przeczytać harlekina. Wiecie dlaczego? Od początku wszystkie źródła, które w jakimkolwiek stopniu się dla mnie liczyły, twierdziły, że harlekiny to lektura bezwartościowa. Oczywiście po latach, gdy zmieniłam nastawienie do książek i nie szukam niczego, co przemówi mi do rozsądku a jedynie czegoś, co da mi relaks, zaczęłam znów czytywać różne romanse. Parę lat temu na chwilę przestałam. Było to po tym, jak przeczytałam książkę „Oczy czarownika” (może kiedyś napiszę o niej coś więcej) i uznałam, że to prawdziwe literackie dno, ale teraz lubię książki łatwe, lekkie i przyjemne. O ile oczywiście nie są infantylne, schematyczne lub małointeresujące. Niestety „Tej kobiety nie wolno ci całować” to klasyczny przykład historii nie tyle lekkiej, łatwiej i przyjemnej, co właśnie schematycznej i infantylnej.

    Jak pewnie nie trudno wywnioskować z tytułu, ta książka została przetłumaczona na polski. Autorką jest znana nam już Jessica Lemmon i w Polsce ukazała się w 2021 roku, czyli całkiem niedawno. Skąd mój wstęp o harlekinach? Bo to właśnie wydawnictwo Harlequin Desire wydało tę pozycję po raz pierwszy (w 2020 roku).

    Nawet nie chce mi się poświęcić zbyt wiele miejsca, aby zaprezentować tę powieść. Jest krótka i to jej największa zaleta. Tłumaczenie na polski jest bardzo kiepskie i muszę niechętnie przyznać, że w oryginale książka nieco zyskuje na jakości. Fabuła to zwykły romans biurowy, ale nawet niespecjalnie gorący. Jest pożądanie, jest jakieś zaprzeczenie, że to miłość, jest wpadka i takie tam. Nic, naprawdę nic godnego uwagi. Na tę książkę było szkoda mojego czasu, jedyna zaleta, że na wersji angielskiej poćwiczyłam język. Wersję polską mogłam sobie darować, ale wtedy nie byłabym uczciwa w swojej ocenie. Daję tej pozycji trzy minus, ale tylko dlatego tak dużo, że niektórych może odprężyć, niczym niezbyt ambitna komedia romantyczna w telewizji. Niestety jednak, tu nawet nie ma poczucia humoru. To chyba moja pierwsza tak negatywna recenzja i mam nadzieję, że ostatnia. O ile nie zdecyduję się na recenzję „Oczu czarownika” :P Nie lubię pisać negatywnych recenzji. Wolę jednak znaleźć w książce coś dobrego. Tu, musiałabym chyba użyć mikroskopu…


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)