poniedziałek, 12 grudnia 2022

Yennefer i Ciri, czyli jak to się stało, że milion lat temu przeczytałam „Krew Elfów” Sapokowskiego

Kochani!


Odpadłam na kilka dni. Już nie pamiętam, kiedy byłam aż tak chora. Nie mogłam czytać, nie mogłam pisać i nawet nie mogłam oddychać. Od soboty biorę milion różnych leków i powoli zaczynam wracać do życia, ale bardzo powoli... Mam nadzieję, że wybaczycie mi absencję. Od dziś powoli wracam do gry ;)


Ściskam i pozdrawiam

Sil


Yennefer i Ciri, czyli jak to się stało, że milion lat temu przeczytałam „Krew Elfów” Sapokowskiego

    Wydana w 1999 roku „Krew Elfów” Andrzeja Sapokowskiego, była dla mnie swojego rodzaju objawieniem. Wcześniej czytywałam mało książek i raczej z innej półki. Owszem lubiłam fantasy, pewnie jak większość dzieci, ale raczej nieco innego rodzaju. Gdy sięgnęłam po pierwszy tom „Sagi o Wiedźminie” zrozumiałam jedno. Fantasy to niekoniecznie bajki dla dzieci…

    Z „Krwią Elfów” nie zetknęłam się na początku w księgarni. Usłyszałam ją po prostu w radiu i to nie całą powieść, lecz samą końcówkę. Nie wiedziałam czy jest w ogóle wątek romantyczny w tej książce, a to co mnie ujęło i, co sprawiło, że odszukałam tę pozycję w księgarni, to spotkanie głównej bohaterki Yennefer z główną bohaterką „dziecięcą” - Cirillą.

    W chwili obecnej można obejrzeć na Netflicie serial „Wiedźmin”. O ile wiem, są ukończone już dwa sezony, ale po obejrzeniu pierwszego z nich dwa lata temu zrozumiałam, że wbrew zapowiedziom, serialowi jednak daleko do oryginalnej historii.

    Nie będę przedstawiała tutaj całej sagi, ani nawet recenzowała tomu pierwszego, czyli właśnie „Krwi Elfów”, ale w tym poście chciałam pokrótce przedstawić relacje Ciri i Yen. Jeśli to właśnie ta część historii mnie ujęła, kto wie? Może i Was zachęci do przeczytania.

    Cirilla jest księżniczką z nieistniejącego już Królestwa Cintry. Jej rodzice zmarli, gdy była mała a jej babcia Królowa Clanathe, która roztaczała nad nią opiekę, zginęła podczas najazdu Nilfgaardczyków. Księżniczkę cudem wywieziono z pogrążonego w bitwie miasta, ale jednego szybko się nauczyła. Aby przetrwać musiała zapomnieć, kim wcześniej była. Ciri tuła się po świecie aż do momentu, gdy odnajduje ją tytułowy Wiedźmi – Geralt z Rivii - mężczyzna, do którego dziewczynka i tak właściwie należała od urodzenia z racji prawa niespodzianki. Była swojego rodzaju zapłatą, za ocalenie życia ojca księżniczki przez Geralta. Gdy ich ścieżki ostatecznie się krzyżują, Geralt zabiera swoją przybraną córkę do Warowni, w której się wychował i, w której stał się wiedźminem. Problem w tym, że dziewczyna nie jest tylko prostą, zagubioną księżniczką. W jej ciele czai się coś, z czym wiedźmini nie potrafią sobie poradzić. Muszą poprosić o pomoc magiczkę.

    Geralt wie od samego początku, do kogo powinien się zwrócić o pomoc – do swojej ukochanej i byłej partnerki Yennefer. Jednak ich wspólna przeszłość nie pozwala mu zrobić tego, co powinien i w zastępstwie za piękną czarodziejkę z Vengerbergu, prosi o pomoc jej przyjaciółkę a swoją dawną kochankę Triss. Początkowo wydaje się, że zaproszenie rudowłosej magiczki do Warowni było dobrym pomysłem, lecz wkrótce okazuje się, że jednak nie. Triss nie jest w stanie okiełznać mocy, która czai się w ciele Ciri i ostatecznie robi to, co musi zrobić. Sugeruje Geraltowi, że powinien zwrócić się do kogoś silniejszego, do Mistrzyni Magii – Yennefer. Geralt za namową Triss umieszcza swoją przybraną córkę w zaprzyjaźnionej świątyni i przełykając własną dumę, prosi Yen o pomoc. Zaś Czarodziejka niezwłocznie tę pomoc oferuje, choć na samym Geralcie nie pozostawia suchej nitki za to, że nie była jego pierwszym wyborem do udzielenia pomocy ;). Yenneger również udaje się do świątyni, gdzie po raz pierwszy spotyka się z Ciri.

    Relacja między Yeneffer i jej młodziutką podopieczną jest od pierwszego zdania w rozdziale niezwykle fascynująca. Jest tu tyle emocji, że może się człowiekowi zakręcić w głowie, ale to wciąż pozostaje jedna z moich ulubionych części w całej „Sadze o Wiedźminie”. Nasze drogie panie są rewelacyjne w swoich stosunkach. Są po części rywalkami, po części przyjaciółkami. Razem odkrywają doskonałe poczucie humoru, ale jest też piękna relacja mistrzyni-uczennica a nawet wiele więcej. To naprawdę wspaniała opowieść zawarta w powieści i jak dla mnie mogłaby spokojnie funkcjonować jako osobna, krótka nowela. 

    Jeśli nikt z Was nie lubi fantasy, brutalnego świata pełnego wojen i okrucieństwa, w którym naprawdę niewiele miejsca zostaje na miłość i wątki romantyczne, to „Saga o Wiedźminie” nie będzie dla Was. Ale polecam przeczytanie „Krwi Elfów” chociażby tylko po to, aby zobaczyć jak pięknie może być przedstawiona relacjami między dwiema głównymi bohaterkami.


Ściskam i pozdrawiam

Sil


P.S.

Jak bardzo bym Was zaskoczyła, gdybym jutro dodała recenzję… wiersza? ;)

Ostatnią część mikołajkowego opowiadanka postaram się dodać jutro wieczorem :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)