i mam te swoje lęki takie nienazwane
dzielę je na wrześniowe i takie majowe
od jakiejś dekady doszły i lipcowe,
gdy wśród cudu uśmiechu łzy ciekną do wewnątrz
pękają nieraz po to, by znowu powrócić
nieraz wystarczy spojrzenie
w pustkę albo w ścianę
niewypowiedziane bywają wtedy słowa
lub te, co wymknęły się z ust, ale nie w porę
w rytmie życia dostrzegam w każdym dniu powszednim
pięć minut tej słowy między dniem i nocą
a później samotność, o którą się modlę
czy tę niewidzialność utkaną przed świtem
Silentia
![]() |
fot. Sil |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz