Kochani!
Tak, jak obiecałam, poniżej znajduje się pierwsze (współcześnie) z moich mikro opowiadań "A gdy przyszła jesień...". Tematyka miłosna i obyczajowa. Historia oczywiście jest zmyślona a wszystkie fakty w niej zawarte są wytworem mojej wyobraźni. Miłej lektury!
Ściskam i pozdrawiam
Sil
A gdy przyszła jesień...
Silentia
Nie wiedzieć kiedy minął październik... A właściwie dopiero mijał, bo teraz, gdy Agata stała na moście wpatrzona w zieloną taflę długiego stawu, był jego przedostatni dzień. Nie tak miał wyglądać jej październik, nie tak miniony wrzesień. Jesień to miał być nowy początek, pełen radości i miłości, ale niestety. Nie było jej to dane.
Choroba przyszła cicho i podstępnie, gdy akurat Agata zaczynała układać sobie nowe życie po rozwodzie, po burzliwym rozwodzie, chciałoby się rzec. Tomek nie był łatwym mężem ani w ich wspólnym życiu, ani podczas rozprawy kończącej ich siedem lat małżeństwa, które ona uparcie nazywała "siedem lat nieszczęścia". Ale rozwód wreszcie orzeczono a wyrok uprawomocnił się wiosną. A latem? A latem spotkała miłość swojego życia, szkoda tylko, że tak szybko musiała z niej zrezygnować.
Adam nie rozumiał, gdy w połowie września, tuż przed tym, jak postanowili wyjechać razem na romantyczny weekend, Agata nagle zadzwoniła i odwołała wszystko. "Wybacz mi, nie gniewaj się..." - szeptała do słuchawki, chociaż on nie był zły. Zawiedziony? Tak. Zraniony? Oczywiście. Aż w sercu ją ścisnęło, gdy tylko przypomniała sobie ból w jego głosie. Próbował ją zrozumieć, czuła to. Chciał spotkać się i porozmawiać. "Aguś, coś wymyślimy, cokolwiek się stało damy radę" - zapewniał. I doskonale wiedziała, że tak by właśnie było. Oczywiście, że byłby przy niej, że nie porzuciłby jej w nieszczęściu. Ale ona nie mogła mu tego zrobić. Adam też był po przejściach, też miał za sobą zawód miłosny i ciężkie rozstanie. I tak, jak ona, pragnął teraz na spokojnie ułożyć sobie życie, założyć rodzinę. A ona? Nie tylko nie wiedziała, czy długo będzie jej dane żyć na tym świecie, ale jeszcze, czy w ogóle będzie mogła mieć dzieci. "Nie ma dużego zagrożenia, stadium jest wczesne. Miała pani dużo szczęścia, że tak szybko do nas trafiła. Prosty zabieg, kilka wlewek chemii. Za kilka lat zapomni pani, że w ogóle coś takiego się przydarzyło"- zapewniał lekarz, ona jednak nie była już taka pewna. Nowotwór to nowotwór. Nie ma pewności nigdy. Nie mogła więc obarczać takim ciężarem mężczyzny, którego pokochała. Adam byłby z nią bez względu na wszystko, ale zasługiwał na kogoś lepszego. Zdrowego, bez ryzyka.
Dziś była już po operacji, dochodziła do siebie. Spacerowała, gdy tylko miała możliwość, czytała książki. W listopadzie miała już wrócić do pracy, czekali na nią w przedszkolu, w którym pracowała. Dostała mnóstwo laurek od dzieci, chociaż była tylko sekretarką. "Jeszcze jutro, ostatnia chemia i mogę na razie zapomnieć o tym koszmarze..." - myślała, śledząc wzrokiem stado szarych kaczek - "Jeszcze tylko chwila i życie znów wróci na właściwe tory".
Nazajutrz dotarła na swoją ostatnią wlewkę chemii.
- Wreszcie kończymy. Cieszy się pani? - zagadnęła ją miła, starsza pielęgniarka. To była jedna z tych osób, która była we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Ciepła, współczująca, z tym delikatnym uśmiechem, pełnym życzliwości dla pacjentów.
- Oczywiście - Agata również posłała uśmiech w stronę pielęgniarki - Tylko za panią będę tęsknić, pani Olu.
- A jednak nie powiem, że będę tu na panią czekać. Będę trzymać kciuki, byśmy w tym szpitalu więcej nie musiały się spotykać.
- Dziękuję - Agata skinęła głową na znak, że rozumie.
Poszły wykonać jeszcze jakieś badania, kilka standardowych pytań i Agatę podłączono do kroplówki z trucizną. Na szczęście zatruć miały się tylko komórki rakowe, nic więcej.
Kroplówka kapała powoli, w pokoju panował półmrok i nic nie mąciło ciszy przez dłuższą chwilę, lecz nagle po karku Agaty przeszedł dreszcz. Z oddali usłyszała rozmowę grupki osób, jeden mężczyzna zaśmiał się, ale to nie ten dźwięk sprawił, że serce Agaty zabiło mocniej. Chodziło o coś innego, o przytłumioną odpowiedź drugiego z mężczyzn. Agacie zdawało się, że zna ten głos, ale to nie było możliwe, aby rozpoznała tu Adama. Po pierwsze, co robiłby w szpitalu onkologicznym? Po drugie, nie było szans, aby rozpoznała jego głos przez przymknięte drzwi. Była niewielka szczelina zostawiona przez pielęgniarkę, ale i tak. Agata była pewna, że to jednak tęsknota przez nią przemawia. Tęsknota za utraconą miłością.
Głosy przybrały na sile, podobnie jak uderzenia serca w klatce piersiowej Agaty, bo głos mężczyzny zza drzwi wciąż niezmiennie kojarzył jej się z Adamem. Musieli być bardzo blisko, bo słyszała ich teraz lepiej. Wyglądało na to, że omawiane są kwestie administracyjne, nie medyczne. Coś o planach finansowych, o zakupach... Nagle drzwi do jej sali otworzył się na oścież, a pielęgniarka Ola o coś zapytała. Agata nie usłyszała o co, bo w tym momencie jej zszokowane oczy natrafiły na niemniej zaskoczone spojrzenie Adama.
- Agata?! Co ty tu robisz? Co się dzieje? - prawie wbiegł do środka.
- Przepraszam, panie Adamie, ale nie wolno tak wchodzić do pokojów pacjentów.
- Pani Olu, to mój... znajomy - Agata odchrząknęła cicho.
- Życzy pani sobie, żeby na chwilę został? Widzę, że jeszcze z kwadrans kroplówka będzie schodzić.
- Może na chwilę zostać...
Adam odwrócił się do starszego mężczyzny w białym kitlu i przeprosił na chwilę. Obiecał, że zaraz wrócą do rozmowy, a następnie odczekał aż pielęgniarka wyjdzie na korytarz i starannie, powoli zamknął drzwi.
- Aguś... - jęknął dokładnie obejmując ją wzrokiem, następnie delikatnie usiadł na brzegu łóżka, na którym półleżała.
- Cześć, Adam - spróbowała się uśmiechnąć - Skąd się tu wziąłeś?
- Pracuję w tym szpitalu. Po twoim nagłym odejściu musiałem coś zmienić, akurat tutaj szukali kogoś do księgowości. Dogadałem się z poprzednim pracodawcą i puścił mnie od października do nowej pracy. A teraz ważniejsze... - spojrzał jej głęboko w oczy - Co ty robisz na oddziale onkologicznym podpięta do kroplówki?
Zawahała się. Ufała mu i choć trzymała swoją chorobę w tajemnicy przed wszystkimi, przed którymi się dało, nie wątpiła, że jemu akurat mogłaby powiedzieć. Jednak co jeżeli skojarzy fakty? C, jeżeli zrozumie, że to był powód ich rozstania. Wciąż nie chciała być ciężarem. Nie chciała mu odbierać szansy na związek z kimś lepszym niż ona.
- Aguś... - ponaglił stanowczo - Co się dzieje? Co ci dolega?
- To, co może dolegać na onkologii - poczuła, że szklą się jej oczy.
- Masz raka? - zbladł lekko.
Milczała, ale gdy wziął ją za rękę, powoli przytaknęła.
- Kiedy się dowiedziałaś?
- Na początku września...
- A więc to dlatego? Dlatego odeszłaś! - stwierdził bez cienia wątpliwości.
- Wybacz - szepnęła - Nie mogę obarczać cię sobą.
- Obarczać mnie? Aguś - jęknął - Obarczyłaś mnie brakiem siebie!
- Nie rozumiesz? - Agata pokręciła głową i odwróciła wzrok - Nie wiem, czy będę mogła mieć dzieci. A przecież pragniesz rodziny.
- Pragnę - przytaknął - ale ta rodzina równie dobrze może być dwuosobowa. I ja również nie wiem, czy mogę mieć dzieci. Byłem pięć lat a związku, staraliśmy się... i jakoś moja była nie zaszła w ciążę. Nie jestem pewien, gdzie leżał problem. Może we mnie? Czy to mnie przekreśla a twoich oczach?
- Oczywiście, że nie! - oburzyła się.
- A jednak uznałaś, że przekreśla ciebie w moich. Tak złą masz o mnie opinię? - posmutniał.
- To nie tak - do oczu Agaty znów napłynęły łzy - Chodziło też o to... wiesz... że mogę umrzeć.
- Aguś - zniecierpliwił się - I ja mogę niedługo umrzeć. Nie dalej niż kilka dni temu, jakiś pirat drogowy skasował moje auto na parkingu. Gdybym akurat był a środku... Każde życie zakończy się kiedyś śmiercią! Nikt nie wie, ile komu pisane.
- Ale jednak nowotwory niosą za sobą większe ryzyko. Nie możesz zaprzeczyć.
- Nie mogę, ale mogę coś innego - przytaknął a następnie nachylił się, by złożyć na ustach Agaty delikatny pocałunek. - Ale mogę być z tobą szczęśliwy przez te wszystkie dni, które są nam pisane. Mogę też lepiej doceniać wspólne chwile wiedząc, że gdzieś tam istnieje to dodatkowe ryzyko.
- Więc chciałbyś, żebyśmy znów zaczęli się spotykać? - zapytała nieśmiało.
- Nie, chcę czegoś więcej. Ostatnie tygodnie to była pustka i smutek. Samo spotykanie to już dla mnie za mało. Właśnie uświadomiłaś mi kruchość naszego życia, Aguś, więc sądzę, że nie powinniśmy go już marnować. Chcę, żebyś wprowadziła się do mnie w trybie natychmiastowym. Co ty na to?
Agata uśmiechnęła się, gdy do pokoju weszła pielęgniarka. Pani Ola odłączyła kroplówkę, pożegnała się i wyszła z miłym uśmiechem na twarzy. Agata otarła łzy i powoli wstała ze szpitalnego łóżka.
- A wiesz? W sumie... czemu nie?
![]() |
| fot. Sil |

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz