czwartek, 21 marca 2024

"Potępiona" Usagi and Diamond/ Sailor Moon fan fiction z 2012 roku :D Część 2 ;)

 

"Potępiona"

(Sailor Moon fan fiction)


Część 2.



Trzy i pół roku wcześniej...


Pewna niewysoka blondynka pospiesznie stawiała kroki próbując instynktownie omijać wszystkie napotkane po drodze kałuże. Nie mogła zwracać na nie zbyt wielkiej uwagi, gdyż niewiele widziała spod przepastnego kaptura kurtki, w dodatku jedną ręką ściskała kilka siatek z zakupami, drugą zaś trzymała tuż przy uchu telefon komórkowy. Co i rusz krzyczała coś do niego, próbując rozładować swoje negatywne emocje. Humor blondynki popsuł się dopiero przed momentem, gdy zrobiwszy ciężkie zakupy dowiedziała się od męża, iż nie da rady przyjechać po nią do centrum handlowego, w którym się umówili. Przedłużyła mu się rzekomo konferencja, a przecież priorytetem było, aby odebrał w taką pogodę ich trzynastoletnią córeczkę ze szkoły. W końcu ChibiUsa za nic nie mogła zmoknąć, zaś Usagi,jako troskliwa matka, powinna to zrozumieć


  • Ale Mamo-chan, przecież Chibi jest pod dachem – krzyczała wściekła małżonka – Wie, że mamy po nią przyjechać, nic by się nie stało, gdyby parę minut poczekała.

  • UsaKo, nie marudź, proszę. Jesteś taka samolubna. Jak możesz przedkładać swoją wygodę nad dobro naszej córki?

  • Mamoru, co ty gadasz? Nic nie przedkładam! Po prostu mam ciężkie zakupy, nie mam parasola i leje jak z cebra, a ChibiUsa jest pod dachem i jakby poczekała kwadrans, nic by jej się nie stało.

  • Na pewno ma dużo nauki! Muszę kończyć, porozmawiamy w domu!

  • Mamo-chan, zaczekaj!


Wściekła blondynka z impetem wrzuciła telefon do jednej z toreb z zakupami i zacisnąwszy zęby, przyspieszyła kroku. Nawet nie zauważyła w tym deszczu, że właśnie doszła do skrzyżowania. Usłyszała gwałtowne trąbienie, własny krzyk i pisk gwałtownie skręconych kół nadjeżdżającego samochodu. Lekko uderzona odleciała w tył, jednak nie straciła przytomności.


  • Nic pani nie jest?


Z czarnego sportowego samochodu wybiegł jakiś mężczyzna, ale nie widziała go dobrze, gdyż deszcz zalewał jej oczy.


  • Nie wiem... - szepnęła, nie bardzo wiedząc, co właściwie powinna teraz zrobić. Wstać? Położyć się? W głowie jej szumiało.

  • Zadzwonię po pogotowie – usłyszała zdecydowany głos tamtego.

  • Nie, nie! - oprzytomniała w jednej chwili i spróbowała poderwać się z ziemi, ale zakręciło jej się w głowie i klapnę z powrotem w sporą kałużę.

  • Spokojnie! Co pani wyprawia?

  • Muszę wracać do domu – wymamrotała.

  • Nic z tych rzeczy! Trzeba sprawdzić, czy wszystko w porządku. Cholera, telefon zamókł – zaklął pod nosem.

  • Nie, nie trzeba. Muszę wracać do domu – zaczęło powtarzać w kółko wciąż czując, że nogi ma jak z waty oraz, że nie da rady teraz nigdzie iść.


Mężczyzna zaklął jeszcze raz widząc, w jak wielkim szoku jest nieznajoma i uznał, że decyzję musi podjąć sam. Wstał, podniósł kilka siatek leżących w ich pobliżu i wrzucił do swojego samochodu. Teraz przyszła kolej na potrąconą kobietę, która oszołomiona nie broniła się, gdy ujął ją w ramiona. Nieznajomy posadził ją delikatnie na przednim siedzeniu swojego samochodu, zapiął pas i odchylił nieco fotel, po czym pospiesznie usiadł za kierownicą.

W kilka minut później zatrzymali się przed sporym, rozświetlonym gmachem. Mężczyzna wysiadł z samochodu i spróbował wziąć Usagi na ręce


  • Dokąd mnie zabierasz? - zaprotestowała, łapiąc się kurczowo fotela.

  • Do szpitala. To dobry szpital, nie martw się – uspokoił widząc, jak bardzo jest zdenerwowana.

  • Ale ja muszę wracać do domu.

  • Wrócisz, ale najpierw trzeba cię zbadać.


Nie dyskutował dłużej. Już po chwili niósł blondynkę do jasnego wejścia.


  • Diamondo! – zawołała jakaś kobieta na widok białowłosego, wysokiego mężczyzny wchodzącego do budynku z jakąś przemoczoną, zabłoconą kobietą na rękach – Co się stało?

  • Wyskoczyła mi prosto pod koła. Nic jej raczej nie powinno być, bo zdążyłem odbić, ale zdaje się, że jest w szoku. Zróbcie standardowe badania – EKG, rentgen kręgosłupa, badanie krwi. Do tego 10 jednostek relanium i jakaś kroplówka z elektrolitami. Niech obejrzy ją doktor Akido.

  • Oczywiście, doktorze Kanashi. Jak nazywa się pacjentka?

  • Nie wiem, tu masz jej torebkę. Ja muszę teraz biec, bo już jestem spóźniony, ale zajrzę po konferencji, by sprawdzić czy wszystko z nią w porządku.


Usagi, którą od momentu wniesienia jej do szpitala zaczęło zajmować się kilkoro ludzi, dopiero teraz ocknęła się z zadumy. Wyciągnęła rękę w kierunku wychodzącego pośpiesznie Diamonda


  • Nie zostawiaj mnie! - zawołała.

  • Muszę, ale nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Jesteś w dobrych rękach – odpowiedział uspokajająco, po czym zniknął za drzwiami.


**


Trzy godziny później..


Był już późny wieczór i szpital na obrzeżach jednej z największych dzielnic Tokio powoli zapadał w sen. Mimo to w pewnym momencie drzwi do głównego gmachu otworzyły się i stanął w nich białowłosy mężczyzna. Przetarł zmęczone oczy opuszczeniami palców, po czym skierował się na dobrze znany sobie oddział. Zatrzymał się dopiero, gdy stanął twarzą w twarz z dyżurną pielęgniarką.


  • Miruko-san, przywiozłem tu parę godzin temu pacjentkę z wypadku. Niewysoka blondynka około trzydziestki, nie wiesz co z nią? - zapytał zmęczonym głosem.

  • Dobry wieczór, doktorze.


Ciemnowłosa pielęgniarka uśmiechnęła się w stronę przystojnego lekarza, obciągając na zgrabnej figurze krótki fartuszek.


  • Obawiam się, że pół godziny temu Pani Chiba Usagi została wypisana.

  • Kto? A tak... Tak szybko? - zdziwił się.

  • Mam adnotację, że na własne życzenie. Doktor Akido podpisał zgodę. Wszystkie wyniki były w normie.

  • Co za uparta kobieta. Mogła poleżeć chociaż do rana na obserwacji – westchnął białowłosy – Dzięki za informację. A dr Akido jest jeszcze w pracy?

  • Nie, doktorze. Wyszedł dosłownie przed chwilą.

  • Dziękuję i dobranoc.


Mężczyzna zawrócił w stronę wyjścia. Nie miał tego dnia dyżuru, mógł więc spokojnie pojechać do siebie i odpocząć. Wsiadł do samochodu, przez chwile zastanawiając się, czy nie jest zbyt zmęczony, aby prowadzić, jednak uznał, że da jeszcze radę.

Dzień miał dość ciężki. Najpierw rano w szpitalu spory ruch. Miał mnóstwo nowych pacjentów. Jako chirurg przyzwyczajony był do pracy na wysokich obrotach, ale tego dnia odczuwał po prostu przemęczenie organizmu. Później, gdy spóźniony jechał na ważną konferencję, na której był głównym prelegentem, miało miejsce zdarzenie z tamtą kobietą... Nic jej na szczęście nie było, ale i tak żałował, iż nie mógł osobiście sprawdzić stanu jej zdrowia. W dodatku wciąż przed oczami widział jej obraz. Była bardzo piękna.


  • Cóż... tę sprawę i tak mamy już za sobą – westchnął - Całe szczęście od jutro tydzień urlopu...


Wreszcie wjechał na podziemny parking, lecz gdy odchylił siedzenie, aby zajrzeć na tył auta i zabrać swoją marynarkę oraz płaszcz i teczkę zaklął pod nosem. Na tylnej kanapie oprócz jego rzeczy spoczywało jeszcze kilka mokrych i zabłoconych siatek. Ostatecznie, nie widząc innego wyjścia, zabrał je po prostu ze sobą.


Cdn.


fot. Sil


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)