sobota, 5 listopada 2022

Antybrat, czyli niefortunny tytuł pięknej historii

     Tijan jest autorką książek o młodych dorosłych z najróżniejszymi problemami i „Anty-stepbrother” znany w Polsce jako „Antybrat” jest lekturą o tej właśnie tematyce. Zacznijmy od końca. Tak, polecam. Tak, jest to świetna, ciekawa, zabawna, uczuciowa książka o młodych ludziach i naprawdę nie ma się tu czego czepić. O czym dokładnie jest fabuła napiszę za chwilę, ale najpierw trzeba wyjaśnić sobie jedną sprawę. „Antybrat” nie jest, wbrew powszechnym wątpliwościom, książką z jakiejkolwiek przyczyny niemoralną. Tak, jednym z bohaterów (nie głównym na szczęście) jest irytujący przyrodni brat głównej bohaterki, ale pamiętajmy o kilku sprawach. Po pierwsze w USA, czy ogólnie w języku angielskim, pojęcie „przyrodni brat” to nie jest to samo, co w Polsce. U nas terminem „przyrodnie rodzeństwo” określa się zarówno osoby spokrewnione, jak i niespokrewnione. W języku angielskim „step” odnosi się tylko do osób niespokrewnionych. Jeśli rodzeństwo ma wspólnego ojca lub wspólną mamę mówi się „half” czyli pół brat lub pół siostra. A dlaczego o tym piszę? Wyjaśni się za momencik.

    Fabuła „Antybrata” rozpoczyna się w momencie, w którym główna bohaterka o ciepłym imieniu Summer (lato :)) wyjeżdża na studia na tę samą uczelnię, na której już studiuje syn z pierwszego małżeństwa jej macochy. Summer i Kevin chodzili do tego samego liceum i dziewczyna była nim zauroczona, podobnie jak cała reszta żeńskiej populacji szkoły. Summer zdawała sobie sprawę, że Kevin to niedojrzały playboy, ale jak powszechnie wiadomo serce nie sługa i… nagle Kevin zamieszkał pod jej dachem, gdy okazało się, że owdowiały ojciec Summer ożenił się z rozwiedzioną mamą Kevina. Jak można się było domyślić, nagłe małżeństwo rodziców i fakt, iż Kevin stał się „przyrodnim bratem” dla Summer, nie powstrzymało jej zauroczonego serca. Doszło między nimi do pewnego incydentu, po czym Kevin wyjechał na studia. Gdy jakiś czas później Summer udała się na tę samą uczelnię, oczywiście jej serce miało nadzieję, że w nowym miejscu, gdzie nikt ich nie zna i nikt nie będzie ich oceniał (nie noszą nawet tego samego nazwiska), ona i Kevin będą mogli się ze sobą związać. Jednak na miejscu okazuje się, że… po pierwsze Kevin jest jeszcze większym dupkiem, niż był w liceum, po drugie ma nową dziewczynę, po trzecie informuje wszystkich, że Summer to tylko jego siostra i… po czwarte Summer poznaje Cadena. Pojawia się nasz główny bohater. Przystojny, inteligentny, tajemniczy bad boy… ;) Uff, w opowiadaniach naprawdę lubię typ opiekuńczego bad boya i Caden jest jego świetnym przykładem.

    I co dalej? Ano jest troszkę mniejszych i większych dram. Poznajemy problematyczne rodzeństwo Cadena, nowych przyjaciół (i tak zwanych przyjaciół) Summer, dziewczynę Kevina, która zapomniała, że jest już dziewczyną kogoś innego (fajnie, nie?). Jest trochę zamieszania, ale wbrew pozorom fabuła jest spójna i jasna. Wszystko się układa w dobrą całość i czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. Dramaty są „prawdziwe” a nie wydumane, więc nie czuje się ich ciężaru. Sprawiają, że powieść jest bardziej interesująca, a nie przegadana.

    Zakończenie jest również dobre, choć oczywiście ja wolę bardziej dosłowne, ale tutaj nie można było spodziewać się zbyt wiele, jeśli książka opowiada o bardzo młodych ludziach. Nikt nie oczekuje w takim przypadku, że główny bohater od razu padnie na kolana i się oświadczy. Mimo wszystko brakowało mi czegoś na końcu, jakiejś wspólnej chwili bohaterów. Ja chyba napisałabym ten ostatni rozdział inaczej.


    Na koniec chciałabym się odnieść do jeszcze jednego z kilku zarzutów, które stawiają Tijan czytelnicy „Antybrata”. Mianowicie chodzi o to, że ojciec Summer dość nagle ożenił się po raz drugi po śmierci żony, a Summer bez słowa to zaakceptowała. Qrcze, a co miała zrobić? Walczyć z ojcem? Znienawidzić macochę, która była miłą i dobrą kobietą? Dlaczego próbujemy odebrać ludziom prawo do szczęścia, w imię czego? Każdy radzi sobie ze stratą ukochanych osób inaczej, w innym tempie. Ale to czy żałoba trwa miesiąc, rok, czy 10 lat to naprawdę bardzo prywatna sprawa i nie powinniśmy oceniać innych przez pryzmat stereotypów, zwyczajów czy tradycji. A to, że rusza się dalej ze swoim życiem nie oznacza, że przestało się pamiętać, czy kochać osoby, których już z nami nie ma...


I z tym optymistycznym akcentem


Ściskam i pozdrawiam

Sil



P.S.

Jutro znów będzie coś o wampirach, gotowi? ;)



fot. Sil
                                           

                                                    


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)