poniedziałek, 14 listopada 2022

„Egomaniac” - tytuł nietrafiony, ale książka super

 

    Mam nadzieję, że nikt z moich Czytelników nie przewraca w tym momencie oczami, ale po prostu książki Vi Keeland są godne polecania. Dlatego, póki nie wyczerpię tego źródełka, co jakiś czas będą się tu pojawiać recenzje książek tej autorki. Jak pisałam przy mojej pierwszej recenzji, Vi ma swój styl, czasem można powiedzieć, że ma wręcz pewien schemat i, że nic nas już tutaj nie zaskoczy, ale pomimo że czasem mam wrażenie, że pewne sceny pisała na zasadzie „kopiuj-wklej- trochę popraw, żeby nie było autoplagiatu” to jednak całość każdej pozycji zawsze mnie czymś zaskoczy, a to nawet nie jest śmietanka z tej książkowej kawy. Po prostu książki VI Keeland są niezmiennie łatwe w czytaniu, są świetnie tłumaczone na język polski (przynajmniej w większości) i sprawiają, że człowiek czytając ma wrażenie, że jest w środku akcji.

    Ale przejdźmy do meritum… Wydana w 2016 roku pozycja „Egomaniac” to historia przeciwieństw, które się przyciągają. Gdy Emerie przeprowadza się do swojego nowego biura w Nowym Joru i sądzi, że oto jej kariera jako terapeutki małżeństw jest już na dobrej drodze do prawdziwego rozkwitu, okazuje się, że wielki nowojorski sen to jakiś koszmar. Po pierwsze padła ofiarą oszustwa, po drugie jej nowe biuro nie jest wcale jej nowym biurem, ale biurem kogoś innego, po trzecie właściciel to prawdziwy dupek, choć niewątpliwie gorący, ma na imię Drew i jest jakby jej zawodowym przeciwieństwem, bo specjalizuje się w rozwodach… Drew nie jest dupkiem bez powodu, a głównym powodem tego, kim się stał jest jego była żona. Mimo wszystko Emerie nie da się nie lubić i wkrótce Drew odkrywa, że nie każda kobieta to diabeł wcielony. Jakimś cudem ten ogień i woda zaczynają najpierw współpracować, później się przyjaźnić a na koniec? Oczywiście, przychodzi miłość. Problem w tym, że to może nie wystarczyć…

    Jak wszystkie książki Vi Keeland, „Egomaniac” to historia jak z prawdziwego życia. Jak we wszystkich pozycjach tej autorki, za bohaterami podążają jakieś duchy przeszłości. Ale pomimo faktu, że Drew i Emerie mają za sobą prawdziwe problemy, w niniejszej książce nie ma ani grama nadmiernej dramy. Wszystko jest zrozumiałe i w danym kontekście reakcja bohaterów jest taka, jakiej mogłabym się spodziewać po samej sobie. Za to ogromny plus. „Egomaniac” oczywiście obfituje w dość dobrze skrojone sceny miłosne, ale mimo wszystko nie zaliczyłabym tej książki do erotyków. Sex jest efektem uczuć a nie tematem samym w sobie, jak to czasem bywa. Czy czegoś mogę się przyczepić? Owszem, nie za bardzo podoba mi się sam tytuł. Sądzę, że nie jest to najlepsze określenie bohatera, bo jego problemy nie wynikają z przerośniętego ego. No i czasem też zastanawiam się, czy w każdej pozycji od Vi Keeland facet musi się w pewnym momencie zachować jak pierwszej klasy idiota ;) Ale cóż, może po prostu w ten sposób łatwiej pamiętać, iż zgodnie ze starym powiedzeniem „każdemu zdarza się być głupcem 5 minut dziennie”.


I tym optymistycznym akcentem…

Ściskam i pozdrawiam

Sil


P.S.

A jutro znów coś od Tijan.



fot. Sil


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)